Nieco ponad 7 milionów Polaków poszło głosować 25 maja na kandydatów do Parlamentu Europejskiego. W liczbach bezwzględnych wydaje się, że to całkiem przyzwoity wynik. 7 milionów wyborców na przysłowiowy pierwszy rzut oka robi wrażenie. Niestety to bardzo złudna konstatacja. To zaledwie 23% uprawnionych do głosowania Polaków. Tylko pierwsze wybory do Europarlamentu w 2004 roku zanotowały nieznacznie niższą frekwencję, a prawo głosu w wyborach posiada przecież ponad 30 milionów polskich obywateli. Nie uznali oni jednak, że chcą w tym dniu z tego uprawnienia skorzystać. Pomimo apeli i publicznych akcji propagujących udział w wyborach, ostateczny rezultat tych działań jest opłakany. Polacy gremialnie do wyborów nie poszli. Czy ten przykry fakt należy uznać za porażkę całej polskiej klasy politycznej, klęskę demokracji, fiasko starań o udział społeczeństwa w demokratycznych przemianach w naszym kraju?
Na tak postawione pytanie trudno o jednoznaczną odpowiedź. Z pewnością polscy politycy mają w tym względzie niezaprzeczalne „zasługi”. W ostatnich latach zrobili dosłownie wszystko, aby zniechęcić do siebie dużą część polskiego społeczeństwa. Wojna na górze jaką toczą ze sobą jeszcze od czasów, gdy prezydentem był Lech Wałęsa, zapoczątkowana niesławnym podaniem „nogi zamiast ręki” w słynnej debacie Kwaśniewski – Wałęsa dzisiaj wydaje się być niewinną zagrywką socjotechniczną. Od tamtych czasów zmieniło się w polskiej polityce wiele. Niestety na gorsze. Kultura politycznego sporu w naszym kraju prawie nie istnieje. Nieliczni, którzy nie poddali się wszechogarniającemu politycznemu bełkotowi są zakrzykiwani i zagłuszani przez co bardziej zaprawionych w bojach przedstawicieli partyjnego establishmentu. Polskie społeczeństwo zostało skutecznie podzielone, skłócone i zniechęcone. Większość Polaków coraz mniej z tej polityki rozumie, jest zdezorientowana i przestaje politykom ufać. Ewidentnym przykładem jest właśnie ostatnia kampania wyborcza, w której kandydaci nie potrafili zainteresować wyborców problematyką unijną, korzyściami i zagrożeniami jakie łączą się z ich obecnością w europejskim parlamencie. Zamiast merytorycznej dyskusji mogliśmy obserwować natarczywe i bezceremonialne przekonywanie do siebie, promocję własnej osoby, podpartą partyjnym szyldem i znaną wszystkim na co dzień partyjną retoryką. Niewielu kandydatów przebiło się przez ten niezrozumiały dla wyborców przekaz. Kampanię do Europarlamentu zdominowały sprawy krajowe, kandydaci i reprezentujący partie polityczne liderzy nie potrafili wyjść poza problemy, którymi epatują polskie społeczeństwo od lat. Prawie nikomu nie udało się przekonać wyborców i pokazać ścisły związek obywatela – wyborcy z reprezentowaniem jego interesów w Europarlamencie. Można odnieść wrażenie, że nie wszyscy kandydaci rozumieli dobrze z jaką problematyką mają do czynienia, czego konsekwencją był brak porozumienia z wyborcami. W konsekwencji doczekaliśmy się, że wybory do Parlamentu Europejskiego stały się wewnętrznym plebiscytem, konfrontacją krajowych problemów, przedłużeniem walki politycznej na naszym polskim podwórku. Nic dziwnego, że nie spotkało się to ze zrozumieniem dużej części wyborców, którzy poprzez swoja absencję wyborczą zademonstrowali polskim politykom dezaprobatę i niechęć.
Mobilizacja twardych elektoratów, partyjnych, lojalnych i zdyscyplinowanych wyborców nie mogła odmienić prawdziwego obrazu polskiej rzeczywistości politycznej Anno Domini 2014. Wyborcy gotowi skoczyć w ogień za Kaczyńskim, czy też oddani i przekonani do swoich racji zwolennicy Platformy Obywatelskiej nie poprawili znacząco wyborczej frekwencji. Niska frekwencja pogrzebała też szanse kilku komitetów wyborczych starających się o wprowadzenie swoich kandydatów na europejskie salony. Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry, Twój Ruch Janusza Palikota czy Polska Razem Jarosława Gowina są tego najlepszym przykładem. Paradoksalnie, to głównie dzięki właśnie niskiej frekwencji odniósł sukces Janusz Korwin – Mikke, którego elektorat utrzymujący się od lat na poziomie 2-3% przełożył się na 7 % poparcie i 4 mandaty w tych wyborach. Przy wyższej frekwencji, na poziomie 40% Nowa Prawica miałaby z pewnością kłopoty z przekroczeniem progu wyborczego. Teraz, mając swoich przedstawicieli w Europarlamencie będzie aspirowała do odegrania większej roli w polskiej polityce. Korwin-Mikke już zapowiada start w wyborach do Sejmu w 2015 roku. Na fali antyeuropejskich haseł, kontrowersyjnych i szokujących wręcz wypowiedzi może przyciągnąć elektorat, dla którego kontestacja, radykalizm, anarchia, bezkrytyczny sprzeciw przeciwko instytucjom państwa staje się atrakcyjnym przekazem na tle skłóconej ale przewidywalnej polskiej sceny politycznej. To zjawisko niebezpieczne dla demokracji, zagrażające polskiej państwowości, wywracające przyjęty i akceptowany przez większość porządek. Do tej pory był to margines polskiej polityki, dziś wychodzi z cienia i ma większe niż kiedyś możliwości propagowania swojego programu. Znajduje największe uznanie wśród młodego, nieukształtowanego jeszcze elektoratu, dla którego hasła głoszone przez JKM wydają się atrakcyjne. Wynik Nowej Prawicy to jeden z bezpośrednich skutków niedostatecznego zaangażowania się obywateli w uczestniczenie w wyborach. To konsekwencja bierności, lekceważenia, braku wiary w moc sprawczą wyborczej karty. To po prostu nieumiejętność korzystania z demokratycznych reguł.
Znikomy udział obywateli w ostatnich wyborach to poważne ostrzeżenie dla polskich polityków. Wyborcy pokazali całej klasie politycznej „żółtą kartkę”, niezależnie od tego, kto i z jakich powodów nie wziął udziału w głosowaniu. Wyniki wyborów i przyczyny niskiej frekwencji to doskonały materiał dla politycznych analityków i socjologów. Korzystanie z demokratycznych zdobyczy to dla współczesnych Polaków rzecz naturalna. Muszą jednak mieć pewność i przeświadczenie, że są traktowani poważnie, że nie używa się ich przedmiotowo w charakterze maszynki do głosowania. Demokracja w polskim społeczeństwie obroni się sama, problem tkwi jednak w sposobie komunikowania się politycznych elit z przeciętnym obywatelem. Czas na wnioski, bo następne wybory już za kilka miesięcy.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu Ostrowieckiego
Napisz komentarz
Komentarze