Polacy lubią komedie. Zwłaszcza te romantyczne. Liczba widzów na takich filmach jest gwarantowana, o czym doskonale wiedzą producenci, reżyserzy, aktorzy i scenarzyści. Najczęściej już na etapie kręcenia pierwszych scen wiedzą, że zarobią, a ludziska spragnione łzawych i emocjonalnych wrażeń będą walić drzwiami i oknami zamieniając ciężko zarobione pieniądze na chwilę szczęśliwej ułudy. Potem wracają do twardej rzeczywistości, często rozczarowani faktem, że w ich życiu nie wszystko wygląda tak jak w filmie.
Zjednoczenie polskiej prawicy dokonane na raty w ostatnich tygodniach jako żywo przypomina ten właśnie gatunek filmowy. Bo jak inaczej zinterpretować fakty, których świadkami byliśmy wszyscy? Zaloty rozpoczęły się zaraz po przegranych wyborach do Europarlamentu. Spektakularna porażka ugrupowań stworzonych przez synów marnotrawnych PO i PiSu, czyli Polski Razem Jarosława Gowina i Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry spowodowała zmiany w dotychczasowej, dość buńczucznej retoryce liderów tych partii. Zbigniew Ziobro zaczął głośno przebąkiwać o możliwości powrotu na łono byłego swojego pryncypała Jarosława Kaczyńskiego. Gowin zaś zdradził platoniczną chyba, głęboko do tej pory skrywaną miłość do tego samego kawalera, co niewątpliwie uczyniło go jeszcze atrakcyjniejszym niż był do tej pory. Nigdy nie wątpiłem w atrakcyjność prezesa, dając wiele przykładów swojego zainteresowania we wcześniejszych felietonach, jednak moja atencja do niego miała i ma zdecydowanie inny charakter niż wspomnianych wyżej polityków. Nie ulega watpliwości, że Kaczyński jest atrakcyjny dla mnie głównie z socjologicznego punktu widzenia, co nie przesądza tezy, że podobno zyskuje przy bliższym poznaniu. Ziobro mógł się o tym przekonać pewnie niejeden raz, bo przecież znajomość lub nawet bliższa zażyłość z prezesem była powszechnie znana na długo przed zdradą Zbigniewa, natomiast Gowin po całej nocy spędzonej z Kaczyńskim pobiegł niewyspany do mediów z tą radosną nowiną, czym zaskarbił sobie podziw nie tylko samego prezesa. Niektórzy nawet mieli mu za złe, że jest taki niedyskretny, ale co tam. Wzbudzenie zazdrości u Ziobry, głównego konkurenta do ręki prezesa jest bezcenne. Przecież niedawni rywale w wyborach do Parlamentu Europejskiego nie przestali nimi być w wyścigu o względy siedmiokrotnie przegranego, ale wcąż atrakcyjnego Jarosława Kaczyńskiego.
Niezbyt wyrobieni widzowie mogliby z wypiekami na twarzy śledzić losy bohaterów tej historii czekając na to, co jeszcze wydarzy się w tym klasycznym trójkącie. Dramaturgia wydarzeń jakie nastąpiły potem zaskoczyła jednak niejednego widza. Lekko nadąsani Gowin i Ziobro, nie mogąc liczyć na całkowite oddanie Kaczyńskiego, omal nie przepłacili swojej niefrasobliwości całkowitym odrzuceniem. Do akcji, całkiem nieoczekiwanie dla widzów, ale śmiem twierdzić, że także nawet dla scenarzystów i samych aktorów wkroczył kolejny Jarosław o wdzięcznym nazwisku Kurski. Pojawił się nieoczekiwanie na scenie podczas konwencji zjednoczeniowej prawicy zorganizowanej przez PiS i, co tu ukrywać, oświadczył się Jarosławowi Kaczyńskiemu. Takiego zwrotu akcji nikt nie oczekiwał. Nieobecni na konwencji, lekko zdystansowani do Kaczyńskiego Gowin i Ziobro musieli się poczuć przynajmniej nieswojo. Pokerowa zagrywka Kurskiego, indywidualna szarża można powiedzieć, osłabiała ich szanse w staraniach o względy prezesa. Umizgi Kurskiego, wykazana pokora i deklarowana chęć współpracy bez żadnych warunków wstępnych musiały zrobić wrażenie zarówno na samym Kaczyńskim, jak i na pozostałych pretendentach do ręki prezesa. Przystąpili zatem do mocnego konrataku, doprowadzając już tydzień później do podpisania porozumienia, swoistej intercyzy małżeńskiej, wytargowując w zamian za przystąpienie do zjednoczeniowego kontraktu, kilkanaście miejsc na listach wyborczych dla siebie i swoich kolegów. Przemawiał oczywiście tylko Jarosław Kaczyński, mając po bokach sygnatariuszy tego aktu, który na siłę, można by nazwać happy endem, gdyby nie smutne miny wszystkich aktorów biorących udział w tym uroczystym finale. Wyraźnie ktoś tu czegoś nie dopilnował, a przecież ludzie lubią szczęśliwe zakończenia komedii romantycznych.
Po przegranych wyborach do Parlamentu Europejskiego, przegrani politycy Polski Razem i Solidarnej Polski jeszcze raz policzyli swoje klocki w politycznej piaskownicy i wyszło im, że samodzielnie nic poważnego nie zbudują. Postanowili więc je pozbierać i zanieść w ofierze Jarosławowi Kaczyńskiemu. Okazało się jednak, że tak naprawdę Kaczyński tych klocków nie potrzebuje, zbudował przecież już fundamenty i dość solidny polityczny byt. Z ofiarowanych przez Gowina i Ziobrę klocków mógłby ewentualnie coś dobudować, przykleić, stworzyć takie niewielkie przybudówki na tyłach swojej politycznej kompozycji. Ziobro i Gowin podpisując pakt z Kaczyńskim na taką rolę świadomie się zgodzili. Jak wyszła na takiej współpracy kilka lat temu Samoobrona i LPR wszyscy doskonale pamiętają. Gowin i Ziobro zdają się nie wyciągać żadnych wniosków z historii, naiwnie chwytając się brzytwy. Być może, pokaleczeni uratują swoje osobiste polityczne istnienie, ale stworzone przez nich polityczne formacje już poszły na dno politycznego niebytu.
Ludzie nie lubią być manipulowani przez swoich liderów i przekładani z jednej strony na drugą. Od takich socjotechnicznych zabiegów słupki w sondażach nie rosną. W polityce nie zawsze dwa plus dwa równa się cztery, a na takie sumowanie zdają się liczyć liderzy prawicy w Polsce. Współpraca, zjednoczenie, tworzenie koalicji ma sens tylko wtedy, gdy tworzą ją równorzędne, świadome swojej wartości i siły podmioty. Można tworzyć koalicję dla osiągnięcia ważnego, wspólnego dla wszystkich porozumiewajacych się stron celu. Nie można dopuścić jednak do utraty tożsamości wchodzących w koalicję ugrupowań, bo to podstawowy warunek przetrwania oraz utrzymania swoich sympatyków i wyborców. Na polskiej scenie politycznej będziemy z pewnością obserwować jeszcze wiele różnych mniej lub bardziej udanych fuzji lub podziałów. Ważne, aby przy tych zabiegach nie stracić z oczu ludzi, ich problemów i oczekiwań, szanować ich poczucie wartości oraz poglądy. To oni ostatecznie zdecydują, a nawet w ostatniej chwili mogą zmienić zdanie.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu Ostrowieckiego
Ostrowiec Św. 26.7.2014r.
Napisz komentarz
Komentarze