Istotą systemu gospodarki wolnorynkowej jest brak ingerencji państwa w funkcjonowanie rynku. W myśl tej tezy, państwo wtrącając swoje „trzy grosze” w działalność rynków, zakłóca warunki konkurencji, utrudnia działanie mechanizmów rynkowych, a więc w konsekwencji szkodzi gospodarce. Wolny rynek w kapitalistycznym modelu gospodarki to przede wszystkim rozwój niczym nieskrępowanej prywatnej przedsiębiorczości. Rząd powinien jedynie tworzyć dobre prawo i poprzez swoje instytucje, zgodnie współpracować z instytucjami rynkowymi. Tyle teoria, ale w praktyce wcale nie wygląda to tak, jak w teoretycznym modelu. Rzeczywistość gospodarcza jest często nieprzewidywalna, a „niewidzialna ręka rynku” nie zawsze stanowi skuteczne antidotum na problemy ekonomiczne współczesnego świata.
Szczególnie czasy kryzysu gospodarczego mają wpływ na podejmowanie przez rządy niektórych państw decyzji, niewiele mających wspólnego z deklarowanymi intencjami, a nawet z podpisanymi wcześniej porozumieniami i traktatami. W trudnych czasach zaczyna obowiązywać zasada” ratuj się kto może”, a ochrona własnego rynku staje się podstawowym celem tych działań. Dopóki wszystko funkcjonuje normalnie, wszyscy deklarują wolność gospodarczą, swobodny transfer towarów, usług, pieniądza i technologii. W kryzysie zaczynają się ujawniać postawy odwrotne. Dla ochrony swojego rynku, miejsc pracy, cen, waluty, rządy wielu państw nie wahają się wprowadzać mechanizmy chroniące obywateli tych państw przed zubożeniem lub utratą pracy. Nijak ma się to do wolnorynkowej gospodarki. Przypomina raczej czasy interwencjonizmu i protekcjonizmu gospodarczego, co szczególnie w Unii Europejskiej dawno uznano za niewłaściwy model ekonomiczny. Teraz mamy coraz więcej przykładów, że to właśnie państwa unijne chwytają się takich metod, które z wolnorynkową gospodarką niewiele mają wspólnego.
Używanie słów interwencjonizm lub protekcjonizm gospodarczy źle się kojarzy i na salonach Unii Europejskiej oficjalnie nie funkcjonuje. Zastąpiono je zgrabnym i bardziej strawnym zwrotem „patriotyzm gospodarczy”. To próba zawoalowania działań podejmowanych przez wiele krajów unijnych, które wyraźnie idą pod prąd wspólnotowym ideom. W sytuacji zagrożenia własnych rynków, idee przestały się liczyć. Trwa walka o przetrwanie i jak zwykle największe szanse na powodzenie w tej walce mają silniejsi. Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Włochy to kraje, które stosują protekcjonistyczne praktyki już od kilku lat. Bo jak inaczej nazwać wypowiedź premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona, że rząd brytyjski musi kupować to co brytyjskie, by pobudzić gospodarkę. Czym jak nie podyktowanym wzmocnieniem swojego rynku pracy jest decyzja o przeniesieniu z Polski do Włoch produkcji Fiata, pomimo braku jakichkolwiek przesłanek finansowych do jej podjęcia. Czy można inaczej niż protekcjonizmem nazwać apel prezydenta Francji o kupowanie tylko francuskich samochodów, poparty obietnicą państowego wsparcia finansowego dla producentów aut. Czy certyfikacja polskich towarów, które polscy eksporterzy chcą sprzedawać na niemieckim rynku jest przykładem wolnorynkowej gospodarki i swobodnego przepływu towarów ? Czy reakcja duńskiej minister rolnictwa, dyskredytującej polskie towary na wieść, że jedna z duńskich sieci handlowych chce zwiększyć udział towarów z Polski w swojej ofercie to przykład protekcjonizmu, czy może jednak tylko patriotyzmu gospodarczego ? Tak oto wygląda w praktyce unijna współpraca z naszymi partnerami, którzy nie mają skrupułów we wprowadzaniu rozwiązań korzystnych tylko dla nich. Są od nas silniejsi gospodarczo i wykorzystują to. Czy Polska ma szansę obronić się przed tymi praktykami i nie stracić w starciu z potentatami europejskiej gospodarki ?
Nie mamy wielu atutów. Jesteśmy słabsi ekonomicznie i mamy niewiele możliwości ochrony krajowego rynku i polskiej produkcji przed zagraniczną konkurencją. Nie znaczy to jednak, że powinniśmy stać i biernie przyglądać się, jak inni chronią swój rynek. Bo w Europie wspieranie swoich firm i wytwarzanych przez nie produktów to rzecz normalna. Czy nazwiemy to patriotyzmem gospodarczym, czy protekcjonizmem niewiele to zmieni. Ważne, abyśmy podjęli podobne działania, które dla naszego rynku będą miały pozytywne znaczenie. Polska powinna określić swoje gospodarcze cele oraz jak zachować się wobec wyraźnie protekcjonistycznych działań rządów innych krajów. My, jako obywatele też możemy dołożyć cegiełkę do tej walki o przetrwanie polskiej gospodarki. Nie jest tajemnicą, że jedną z podstaw sukcesu niemieckiej gospodarki było wpojenie niemieckim obywatelom wzorca zachowań, który polegał na preferowaniu przez Niemców podczas zakupów towarów wyprodukowanych w Niemczech, przez niemieckie firmy. Do dzisiaj w niemieckiej mentalności to przeświadczenie o wspieraniu niemieckiej gospodarki poprzez kupowanie wytworzonych przez nią produktów ma praktyczny wyraz. My również powinniśmy w tych trudnych czasach takie myślenie o polskich towarach i usługach oferowanych przez polskie firmy zastosować. W ten sposób wspieramy rodzimą produkcję, utrzymujemy miejsca pracy, zwiększamy polski PKB. Nie liczmy na to, że polski rząd będzie dotował polskie firmy, bo na to w budżecie nie ma pieniędzy. Ale my, swoimi codziennymi zachowaniami, możemy zapobiec transferowi naszych pieniędzy za granicę, możemy sprawić, że kupiony przez nas, wyprodukowany w Polsce towar pomoże nam wszystkim przetrwać czasy kryzysu. Bądźmy gospodarczymi patriotami w tych trudnych czasach.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu Ostrowieckiego
Ostrowiec Św. 19.1.2013.
Napisz komentarz
Komentarze