Polityczna awantura w Warszawie, wzniecona przez buntowniczego burmistrza Ursynowa Piotra Guziała zakończyła się fiaskiem. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz - Waltz zostaje na swoim stanowisku do końca kadencji, ponieważ nie udało się przeciwnikom pani prezydent zmobilizować wystarczającej liczby warszawiaków do wzięcia udziału w referendum. Frekwencja 25,66% okazała się za niska do uznania referendum za ważne. Brakujące kilka procent zadecydowało nie tylko o przyszłości politycznej prezydent Warszawy, ale jak wszystko na to wskazuje, będzie miało decydujący wpływ na zapowiadany od pół roku przez Prawo i Sprawiedliwość marsz po pełnię władzy w Polsce.
Nap ędzany rosnącymi sondażami i upojony triumfalizmem PiS uznał, że ursynowski rokosz burmistrza Guziała to doskonała okazja do zaatakowania Platformy Obywatelskiej. Dla partii Jarosława Kaczyńskiego odwołanie prezydent Warszawy byłoby ostatecznym upokorzeniem Platformy i otwarciem drogi do przejęcia władzy w całej Polsce. Po porażkach PO w Elblągu i na Podkarpaciu, rozpędzona partyjna machina kierowana przez głównego stratega Adama Hofmana skierowana została na Warszawę. W PiS uznano, że otwarcie frontu walki z Platformą w stolicy, uczyni lokalną sprawę samorządową wydarzeniem o zasięgu ogólnopolskim. Tak też się stało. W trakcie kampanii referendalnej zniknął gdzieś zupełnie inicjator całej akcji Piotr Guział. Mieliśmy za to codziennie na pierwszych stronach gazet pierwszy szereg bojowników PiS z prezesem Jarosławem Kaczyńskim na czele. Społeczeństwo poznało również następcę Hanny Gronkiewicz – Waltz, niedawnego kandydata na premiera, a teraz przeflancowanego na kandydata na prezydenta Warszawy profesora Piotra Glińskiego. PiS przejęło inicjatywę odwołania prezydent Warszawy z rąk jej pomysłodawców i uczyniło z niej narzędzie walki politycznej z uznaną przez siebie za wrogą Platformą Obywatelską. Pod koniec kampanii referendalnej można było odnieść wrażenie, że dla działaczy PiS odwołanie z zajmowanego stanowiska Hanny Gronkiewicz – Waltz jest sprawą wtórną. Referendum uznali oni bowiem za formę plebiscytu i próbę sił spolaryzowaną wokół dwóch zwalczających się od lat największych w Polsce ugrupowań politycznych, czyli Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Komitet inicjatora akcji referendalnej Piotra Guziała został skutecznie zmarginalizowany, a głównym rozgrywającym kampanii stał się prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Zawłaszczenie referendum przez PiS było obarczone ryzykiem, że w przypadku przegranej całe odium tego niepowodzenia spadnie na tych, którzy tę inicjatywę przejęli. Politycy PiS nie przewidywali chyba jednak klęski, bo po ogłoszeniu wyników głosowania nie potrafili godnie przełknąć porażki. Znów usłyszeliśmy oskarżenia o „terror wyborczy, niekonstytucyjność warunków w jakich odbywało się referendum, niedemokratyczność wyborów”, porównania do Łukaszenki i Białorusi oraz znane wszystkim od lat pisowskie urojenia i podejrzliwości. PiS będzie skarżył polskie władze do Rady Europy opracowując raport o nieprawidłowościach i naruszeniach wyborczych standardów podczas referendum w Warszawie. Znów „ciemne siły i bliżej niezidentyfikowani sprawcy, o których wiemy, że są i działają przeciwko nam, tylko nie możemy powiedzieć którzy to” sprzysięgli się przeciwko prawdziwym Polakom i uniemożliwili rozwinięcie skrzydeł partii, która zapewni dobrobyt wszystkim jak tylko dojdzie do władzy. Najpoważniejsze zarzuty dotyczą prezydenta Bronisława Komorowskiego i premiera Donalda Tuska. Przezes Jarosław Kaczyński oskarża prezydenta i premiera, że w swoich wypowiedziach skierowanych do warszawiaków o niebranie udziału w referendum naruszyli demokratyczne zasady obowiązujące w państwie prawa. O swoich działaniach i praktykach podejmowanych w trakcie nie tylko tej kampanii prezes nie chce wspominać. Odwoływanie się zaś do państwa prawa, któremu takiego właśnie statusu prezes PiS od dawna odmawia, zakrawa na kpinę i brak konsekwencji. Nie pierwszy to raz, podobnych przykładów można przytoczyć więcej. Jedno jednak nie ulega watpliwości. PiS usilnie szuka wytłumaczenia swojej przegranej. Próbując uratować twarz, jak zwykle wytacza najcięższe argumenty, które jak zawsze sprowadzają się do oskarżeń i stosowania zasady spiskowej teorii dziejów. To zawsze im wychodzi najlepiej, tak jak odwoływanie się do patriotycznej symboliki i historycznych wydarzeń, które traktują instrumentalnie, dostosowując je do aktualnego zapotrzebowania. Chociaż, akurat tym razem w Warszawie wyrafinowana gra na symbolach odwołujących się do powstania warszawskiego, wrześniowej obrony Warszawy w 1939 roku czy postaci przedwojennego prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego wzbudziła ogromne kontrowersje i ogólny niesmak. Ta retoryka nie przynosi chwały tej partii i z pewnością miała również wpływ na wynik przegranego przez PiS referendum w Warszawie.
Wszystko, czego się dotknie prezes PiS z daleka pachnie klęską. Dziwne, że nie zauważyli tego jeszcze współpracownicy prezesa, bo wzrost lub spadek notowań tej partii jest wprost proporcjonalny do częstotliwości wystąpień publicznych Jarosława Kaczyńskiego i jego wzmożonej aktywności. Bezgraniczna wiara w charyzmatyczne umiejętności prezesa przywiodła PiS do siódmej z rzędu wyborczej porażki. Tak, siódmej, bo przegrane referendum w stolicy należy traktować na równi z wyborami, które PiS przegrało licząc od 2007 roku. To politycy PiS uczynili referendum w Warszawie areną walki politycznej, z której mieli nadzieję wyciągnąć polityczne korzyści. Przegrali, a tym samym manifestowana cały czas pewność przejęcia pełni władzy w Polsce w wyniku następnych wyborów została skutecznie zachwiana. No bo kto jeszcze dzisiaj uwierzy wodzowi, po siódmej kolejnej klęsce, że następnym razem to już na pewno się uda ?
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu Ostrowieckiego
Ostrowiec Św. 19.10.2013r.
Napisz komentarz
Komentarze