Historia w potocznym, codziennym rozumieniu tego słowa to po prostu przeszłość. To co wydarzyło się kiedyś, minęło, odeszło bezpowrotnie dla wielu ludzi nie ma większego znaczenia. Było, minęło, nie warto do tego wracać – słyszy się coraz częściej. Szczególnie wśród młodego pokolenia taka postawa jest dość powszechna. Według współczesnych reguł, którymi starają się posługiwać ludzie młodzi, liczy się tylko teraźniejszość i przyszłość. Przeszłość, pokryta patyną historia dla większości młodych ludzi ma znaczenie marginalne lub nie ma go wcale. Chcą żyć dniem dzisiejszym, patrzeć w przyszłość nie oglądając się za siebie. Na zaprzątanie sobie głowy przeszłością nie mają czasu i chęci, żyją dzień po dniu chłonąc szeroki strumień bieżących informacji opisujących aktualne wydarzenia. Internet, telewizja, społecznościowe portale i komórkowe telefony skutecznie absorbują nas wszystkich tak bardzo, że nauczyliśmy się żyć teraźniejszością. To co nas czeka w przyszłości znajduje jeszcze miejsce w naszej świadomości. Przeszłość wydaje się być nic nie znaczącym, zamierzchłym epizodem, do którego nie warto wracać.
Opisując to coraz powszechniejsze w naszym społeczeństwie zjawisko mam na myśli przeszłość rozumianą nie tylko jako indywidualny życiorys pojedynczego człowieka. To oczywiście bardzo ważny element osobistej tożsamości, identyfikacji i podmiotowości jednostki pośród innych ludzi. Każdy z nas doskonale zna swoją przeszłość, pochodzenie, swoją własną historię. Na własnym przykładzie możemy potwierdzić, że często do niej sięgamy, praktycznie wykorzystując swoje przeszłe dokonania, wyciągając wnioski ze zdarzeń, które były naszym udziałem w minionych latach. To naturalne i zrozumiałe, że od własnego życiorysu, swojej przeszłości, historii swojego życia uciec się nie da. Dlaczego zatem tych naturalnych odniesień do minionych zdarzeń ze swojego życia nie potrafimy zastosować do przeszłości rozumianej jako wiedzę historyczną o swoim kraju, regionie, miejscowości w której się urodziliśmy i żyjemy? Co sprawia, że coraz mniej interesujemy się historią, a ważne historyczne wydarzenia z przeszłości Polski, Europy i świata schodzą na daleki plan naszych zainteresowań lub stają się zupełnie zapomniane? Dlaczego stajemy się obojętni na wiedzę, której poznanie kształtuje naszą narodową tożsamość, patriotyczną postawę oraz ma wpływ na zrozumienie problemów współczesnego świata? Czy potrafimy właściwie ocenić i zrozumieć współczesne zagrożenia dla Polski bez znajomości historii, bez elementarnej wiedzy co wydarzyło się w przeszłości?
Wydarzenia, których jesteśmy świadkami w ostatnich miesiącach jak najbardziej uprawniają do zadania sobie takich pytań. Sytuacja międzynarodowa stała się skomplikowana i nieprzewidywalna, a nasz kraj staje się niestety ważnym ogniwem w łańcuchu zdarzeń, które dzieją się za naszą wschodnią granicą. Konflikt na Ukrainie zaostrza się z każdym miesiącem, a Polska zaczyna ponosić konkretne polityczne i gospodarcze koszty swojego zaangażowania w jego rozwiązanie. Położenie Polski i sytuacja geopolityczna nie dają naszemu krajowi szans na zachowanie neutralności wobec sytuacji na Ukrainie. Polską racją stanu jest wspieranie demokratycznych dążeń Ukrainy i zapobieganie mocarstwowym planom imperialistycznej Rosji. Polski rząd jak dotychczas robi to w bardzo umiarkowany i delikatny sposób, co nie uchroniło nas przed retorsjami ze strony Rosji. Staliśmy się pierwszą ofiarą gospodarczych sankcji, polityki bezwzględnej i bezkompromisowej, mogącej być zapowiedzią kolejnych, jeszcze bardziej agresywnych kroków skierowanych przeciwko naszemu krajowi. Czy w obliczu zagrożenia możemy liczyć na międzynarodową solidarność i pomoc krajów UE i NATO?
Karty naszej historii powinny nauczyć nas, że takiego wsparcia nie możemy niestety oczekiwać. Poza nic nie znaczącymi deklaracjami ze strony naszych zachodnich partnerów zarówno teraz jak i w przeszłości nie otrzymaliśmy znaczącej pomocy. Tak było w czasach rozbiorów, tak było we wrześniu 1939 roku kiedy to nie udzielono nam pomocy pomimo traktatów zobowiązujących Francję i Wielką Brytanię do rozpoczęcia działań zbrojnych, tak było również podczas warszawskiego powstania. To właśnie obchodzona w tym roku 70 rocznica wybuchu powstania warszawskiego skłania do refleksji i pewnych porównań. Wtedy poświęcono 200 tysięcy ludzkich istnień dla realizacji politycznych celów wielkich mocarstw, dziś aneksja Krymu i kilka tysięcy ofiar na wschodzie Ukrainy również nie wzbudza reakcji Zachodu. Dopiero śmierć 200 obywateli Holandii w zestrzelonym samolocie wzmogła zainteresowanie konfliktem, ale anemiczne i niewiele znaczące sankcje potwierdzają tylko niechęć zachodnich państw do zdecydowanego przeciwstawienia się agresywnej polityce Rosji.
W przededniu II wojny światowej hitlerowskie Niemcy robiły w Europie co chciały. Wysuwały terytorialne żądania, prowadziły rasistowską politykę, anektowały Czechy i Austrię, zbroiły się i jawnie przygotowywały do wojny. Ówczesne rządy i przywódcy potężnych europejskich państw przyglądali się tej sytuacji, prowadząc krótkowzroczną, opartą na bieżących i doraźnych korzyściach gospodarczych politykę tolerancji wobec rosnącego w siłę agresora. Cała Europa przypłaciła to milionami niewinnych ofiar, wojną, której mogło nie być, gdyby w porę zastopowano niemiecką ekspansję. Dziś związki ekonomiczne między krajami Unii a Rosją także okazują się ważniejsze od racjonalnej oceny sytuacji na Wschodzie. Wydaje się, że nikt z zachodnich przywódców nie potrafi docenić powagi sytuacji i zagrożenia, jakie niesie ze sobą rosyjsko – ukraiński konflikt. Ale to Polska właśnie, pomna własnych historycznych doświadczeń najgłośniej upomina się o gwarancje bezpieczeństwa. Nie tylko zresztą o gwarancje tu chodzi, ale o materialny, praktyczny wymiar tych deklaracji. Jak na razie polskie apele i wezwania o budowę tarczy antyrakietowej w naszym kraju i zdecydowanie większą obecnośc wojsk NATO na naszym terenie pozostają bez echa. Nie drażnić rosyjskiego niedźwiedzia – tej starej politycznej maksymie zdają się hołdować zachodni przywódcy. A rozochocony niedźwiedź poczyna sobie coraz śmielej.
Na ukraińsko – rosyjskim konflikcie jak na razie Polska traci najwięcej. Restrykcje Rosji w odpowiedzi na rachityczne sankcje Zachodu dotykają najbardziej nasz kraj. Co musi się jeszcze wydarzyć, aby zdecydowanie takiej polityce Rosji się przeciwstawić? Historia lubi się powtarzać, a kto nie potrafi wyciagać wniosków z historii płaci później podwójną cenę za swoją niefrasobliwość. Oby do takiej powtórki nie doszło, a czarny scenariusz dla Polski i Europy nigdy się nie spełnił.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu Ostrowieckiego
Ostrowiec Św. 2.8.2014r.
Napisz komentarz
Komentarze