Pieniądze zawsze wywołują emocje. Niezależnie od szerokości geograficznej, w każdym społeczeństwie mamy do czynienia ze zjawiskiem szczególnej wrażliwości dotyczącej sposobu i celów wydatkowania publicznych pieniędzy. Tę szczególną wrażliwość możemy zaobserwować przede wszystkim w krajach, gdzie średni poziom życia jest niski, a dysproporcje między średnią płacą, a apanażami władzy są wysokie. Często oceniane jako niewspółmiernie wysokie i niezgodne z poczuciem społecznej sprawiedliwości. Z taką sytuacją mamy do czynienia w Polsce, gdzie poziom akceptacji dla takich dysproporcji płacowych jest szczególnie niski. Pomijając tkwiącą jeszcze w narodzie, ugruntowaną w poprzedniej epoce, populistyczną koncepcję „każdemu po równo” i słynną teorię „równych żołądków”, aspiracje Polaków i rzeczywisty stan zaspokojenia tych dążeń są tak rozbieżne, że trudno oczekiwać akceptacji dla nagradzania się władzy. Tym bardziej, że w przeważającej większości, opinia społeczna ocenia władzę źle. Często jest wskazywana jako źródło i przyczyna niskiego poziomu życia, a jakość stanowionego prawa i podejmowane przez władzę decyzje daleko odbiegają od oczekiwań społecznych.
Nie zawsze jednak te powszechne opinie o wysokich uposażeniach władzy są uprawnione i obiektywne. Przypuszczam, że niewiele osób wie, że zarobki premiera, członków rządu, wiceministrów i dyrektorów departamentów są relatywnie niskie. Bo jak je inaczej ocenić, gdy premier 37 milionowego państwa zarabia miesięcznie 15 tysięcy złotych, a ministrowie otrzymują wynagrodzenie w wysokości 12 – 13 tysięcy złotych. Przy tym poziomie nakładu pracy, stresu i odpowiedzialności trudno tu mówić o horrendalnych zarobkach przedstawicieli władzy. Nijak się to ma do uposażeń prezesów, dyrektorów, członków zarządów firm i spółek, nie tylko prywatnych, ale również tych z udziałem Skarbu Państwa. Przeciętna pensja prezesa banku w Polsce to 200 tysięcy złotych, a prezesi i dyrektorzy spółek giełdowych zarabiają średnio od 50 do 150 tysięcy złotych miesięcznie. Tak duża dysproporcja tych zarobków w porównaniu z najniższą krajową lub średnią pensją w Polsce nie budzi już tak wielu kontrowersji. Społeczna wrażliwość uwidacznia się szczególnie wtedy, kiedy po dodatkowe apanaże w postaci premii, odpraw czy innych bonusów sięgają przedstawiciele władzy. Prym w nagłaśnianiu takich przypadków wiodą przedstawiciele opozycji, grzmiąc z prawa i lewa, epatując kwotami, podnosząc kwestie moralne i etyczne takich zachowań polityków. Poniekąd mając rację gdyby nie to, że w okresie, kiedy sami sprawowali władzę robili dokładnie tak samo lub nawet jeszcze bardziej ostentacyjnie i bezczelnie. Oczywiście nie odmawiam nikomu prawa do krytyki, sam jestem przeciwny sięganiu przez polityków po dodatkowe publiczne pieniądze, ale szczególnie razi mnie obłudne zachowanie opozycyjnych polityków, którzy rzucają się na taką okazję odwołując się przy tym do opinii publicznej doskonale wiedząc, że sami zachowywali się w ten sam sposób.
Od kilku dni mamy do czynienia z publiczną awanturą dotyczacą pieniędzy, które otrzymali lub mieliby otrzymać prominentni politycy. Igor Ostachowicz, przez lata bliski współpracownik premiera, specjalista od politycznego marketingu dostał posadę członka zarządu w firmie PKN Orlen. Minister w rządzie premier Ewy Kopacz rekomendował Ostachowicza Radzie Nadzorczej spółki, która zatrudniła byłego doradcę premiera na stanowisku członka zarządu z pensją około 170 tysięcy złotych miesięcznie. W tym samym czasie dowiedzieliśmy się, że nowa minister resortu infrastruktury i rozwoju Maria Wasiak otrzymała z firmy w której była przed objęciem ministerialnej funkcji zatrudniona odprawę w wysokości 510 tysięcy złotych. Te bulwersujące opinię publiczną informacje powtórzyły natychmiast wszystkie media w Polsce zgodnie uznając, że taka forma dowartościowania polityków nie jest akceptowalna przez większość polskiego społeczeństwa.
Bardzo dobrze się stało, że te informacje ujrzały światło dzienne. Podane kwoty szokują tym bardziej, że dotyczą wypłat z publicznych pieniędzy. Zarówno PKN Orlen jak i PKP to państwowe spółki, których wyniki finansowe mają wpływ także na stan budżetu polskiego państwa. Nad takimi zachowaniami polityków nikt nie powinien przechodzić obojętnie. Zupełnie inną sprawą jest, że takie praktyki były stosowane po 1989 roku przez wszystkie formacje polityczne tworzące rządy, a obsadzanie ważnych stanowisk w spółkach Skarbu Państwa zawsze było przedmiotem politycznych rekomendacji. Platforma Obywatelska na starcie swoich rządów wprowadziła postępowanie konkursowe przy ubieganiu się o członkostwo w radach nadzorczych spółek z udziałem Skarbu Państwa. W przypadku nominacji na funkcje wykonawcze w spółkach oraz w sprawach kontraktów i wysokości odpraw po zakończeniu pracy zatrudnianych menadżerów takich uregulowań prawnych nie ma. Jest możliwość ręcznego sterowania nominacjami, z czego jak widać skwapliwie korzystają decydenci na szczeblach ministerialnych i wykonawczych państwowych firm i spółek.
Nikogo nie powinna dziwić wysokość wynagrodzeń szefów państwowych spółek. Konkurują one na rynku, gdzie wiedza i doświadczenie menedżerów jest niezmiernie istotne w osiąganiu dobrych wyników finansowych. Konkurencyjne, głównie prywatne firmy wywindowały wynagrodzenia kadr kierowniczych do niebotycznych rozmiarów. Gwarancją pozyskania do spółki państwowej dobrego fachowca jest zapewnienie mu porównywalnego wynagrodzenia. W przeciwnym razie wybierze ofertę konkurencyjnej firmy. Takie są realia i nic innego w gospodarce rynkowej wymyślić się nie da. Jeśli chcemy, żeby spółki z udziałem Skarrbu Państwa przynosiły dochody musimy płacić menedżerom rynkowe stawki. Kłopot zaczyna się jednak wtedy, gdy o objęciu takiego stanowiska decydują przede wszystkim polityczne konotacje, a nie konkretna fachowość i przydatność. W takim przypadku mamy do czynienia z łamaniem moralnych i etycznych norm, a każda tego typu nominacja ma demoralizujący wpływ na nasze życie publiczne.
Pan Igor Ostachowicz i pani Maria Wasiak nie dostaną przeznaczonych dla nich pieniędzy. Pierwszy zrezygnował z objęcia funkcji, druga przeznaczyła całą kwotę odprawy na cele charytatywne. Nie załatwia to jednak całej sprawy. Konieczne są decyzje ograniczające możliwość występowania takich zjawisk w przyszłości. Zdecydowana reakcja premier Kopacz w tej sprawie daje nadzieje, że zostaną na zawsze wyeliminowane z naszego zycia publicznego.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu OstrowieckiegoOstrowiec Św. 27.09.2014r.
Napisz komentarz
Komentarze