W tym tygodniu wręczymy nagrody świętokrzyskiej Victorii. Pierwszy raz będę miał zaszczyt je wręczać, ale od wielu lat przyglądałem się osobom nominowanym i wyróżnianym na gali. Przyznawana raz w roku nagroda ma już swój prestiż – to najważniejszy laur w województwie. Przyznaje się go raz w roku w trzech tylko kategoriach – gospodarka, samorząd i osobowość. Do konkursu w każdej z kategorii zgłaszane są kandydatury przez organizacje, osoby fizyczne i instytucje. Zgłoszeń zawsze jest bardzo dużo, a w każdej kategorii może być nominowanych jedynie 5 finalistów. Wyborów dokonuje kapituła złożona z osób reprezentujących wszystkie środowiska regionu i osoby nagrodzone w minionych latach (trochę jak w przypadku Oskarów). Nie będę Państwa zanudzał procedurą, przyznawaniem punktów i techniczną stroną wyboru. Dość powiedzieć, że pojawiamy się na tej liście jako mieszkańcy powiatu ostrowieckiego. Wprawdzie jako samorząd ani z dziedziny przedsiębiorczości nominacji nie mamy (nawet nie było zgłoszeń niestety), ale za to w kategorii „Osobowość” mamy Panią Marię Adamczyk – Prezes Świętokrzyskiego Banku Żywności w Ostrowcu. Pani Maria jest w finałowej piątce, mocno obsadzonej. Bez względu na wynik głosowania można powiedzieć, że to ogromny sukces. Gratuluję Pani Mario.
W minionym tygodniu miałem okazję wziąć udział w „okrągłym stole” dla przedsiębiorczości, zorganizowanym przez kieleckie biuro organizacji pracodawców „Lewiatan”. Przy udziale przedsiębiorców, banków, władz województwa i posłów na sejm, dyskutowaliśmy o tym co tak naprawdę może pomóc w rozwoju przedsiębiorczości w regionie. Bo należy pamiętać, że mamy wolny rynek. To znaczy nie ma już możliwości ustalania cen przez rząd, inwestycji, płac… Może to i lepiej, bo wiemy, jak poprzedni (właśnie tak skonstruowany) system upadł. Z tym, że w obecnym, wolnorynkowym świecie nie tylko trudniej jest coś zepsuć, niestety równie trudno jest cokolwiek poprawić. Dlatego trzeba rozmawiać z przedsiębiorcami i przedstawicielami pracowników, żeby jakiś środek znaleźć. Przykład z ostatniego spotkania, o którym wspomniałem, obrazuje na czym polega trudność. Rozmawialiśmy o rynku pożyczek i poręczeń dla przedsiębiorców. W skrócie sytuacja wygląda tak jak w życiu. Ktoś chce podjąć produkcję, potrzebuje gotówki, więc bierze pożyczkę. Ale pożyczka pod „interes” to jednak coś innego niż pod zastaw hipoteczny. Więc na ogół trzeba taką pożyczkę poręczyć (podżyrować). I właśnie takim biznesowym poręczaniem dużych kwot zajmują się fundusze poręczeniowe. Pobierają za to niewielką opłatę i z tego się utrzymują. Niby wszystko jest w porządku. Ale problem polega na tym, że na wolnym rynku takie fundusze nie bardzo chcą powstawać (prywatni przedsiębiorcy nie widzą w tym dobrego interesu). I mamy problem –fundusz jest bardzo potrzebny małym i średnim przedsiębiorstwom, a z kolei rynek prywatny nie jest zainteresowany tworzeniem takich funduszy. Wobec tego ciężar ten wzięło na siebie województwo. Mamy w regionie dobrze prosperujący fundusz poręczeniowy, funkcjonujący dzięki środkom UE. I o jego działalności rozmawialiśmy. Przedsiębiorcy chcieliby, żeby zasady poręczeń były luźniejsze, żeby byli mniej rygorystycznie traktowani. Ale tu pojawia się problem, o którym wspomniałem na spotkaniu. Fundusz angażuje środki publiczne. Moje, Państwa, nas wszystkich. To nic, że z Unii, to są cały czas środki publiczne. I dlatego dba o surowe sprawdzanie pożyczkobiorcy. Państwo, kiedy żyrujecie komuś pożyczkę czy kredyt, raczej staracie się sprawdzić, czy są szanse na jego spłatę. Nikt nie chce zostać ze spłatą cudzych rat, prawda? No więc fundusz poręczeniowy nawet nie może. Bo dysponuje środkami publicznymi. Jak rozwiązać ten problem? Zaproponowałem połączenie kapitałowe. Środki publiczne mogłyby w takim funduszu pozostać, na surowych zasadach bezpieczeństwa, a dodatkowo prywatni inwestorzy mogliby dodać swoje pieniądze, którymi poręczano by kredyty bardziej ryzykowne. Wiadomo, że w USA prowadzone nowe inwestycje udają się w około 10 – 20 %. Czyli minimum 80% pomysłów na biznes kończy się klapą. Mimo to, fundusze prywatne wspierają ich powstawanie. I opłaci im się to, bo ten 1, 2 udane biznesy na 10, zwracają w całości zainwestowane pieniądze. U nas, nie ma póki co takiej możliwości. Właśnie dlatego, że operujemy tylko środkami publicznymi. Moja propozycja połączenia sił publicznych i prywatnych, i tym samym osiągnięcie celów oczekiwanych przez przedsiębiorców, może to zmienić. Ja wiem, że zaangażowanie swoich pieniędzy jest trudne, ale musimy pamiętać, że odpowiedzialność za środki publiczne, leżąca na władzach województwa jest również bardzo duża. I skoro nie chcemy ryzykować własnych pieniędzy, to dlaczego mamy wymagać od władz regionu ryzykowania w ten sam biznes środków publicznych?
Mam nadzieję, że nie zanudziłem Państwa, ale to jest jeden z praktycznych przykładów tego, na czym polega problem rozwoju regionu. I to bardzo palący problem. Nie ma gotówki na start – nie ma biznesu. Nie ma biznesu – nie ma pracy. Nie ma pracy – nie ma podatków. Nie ma podatków – nie ma gotówki na start. I tak się koło toczy. Próbuję to koło przełamać, dając nowe propozycje. Ale musimy pamiętać, że potrzebne jest zrozumienie, że nie wystarczy wymagać. Trzeba też dać od siebie, podzielić się ryzykiem. A to może oznaczać w przypadku powodzenia, podzielenie się sukcesem. Oby tak było w przypadku świętokrzyskiej przedsiębiorczości.
W tym temacie jest oczywiście wątek samorządowy. W ostatnim czasie miałem okazję być na Związku Miast i Gmin Województwa Świętokrzyskiego. Na tym spotkaniu była większość wójtów, burmistrzów i prezydentów miast z naszego regionu. Nasze miasto reprezentował pan Naczelnik Nowak, którego serdecznie pozdrawiam. W czasie dyskusji z wójtami i burmistrzami pojawia się jeden, bardzo ważny wątek. Prawie wszyscy widzą potrzebę ożywienia gospodarczego we własnej gminie. Szukają odpowiedzi na pytanie jak, szukają przyczyny u siebie, w swoich procedurach. Zainteresowani są praktycznym działaniem, a nie wołaniem na Warszawę „dajcie coś”. Pracują, myślą. Być może ktoś się zdziwi, dlaczego podnoszę takie oczywistości do rangi wydarzenia. Ale właśnie dlatego, że regionu, Polski nie można zmieniać od góry. Nie te czasy. Dzisiaj o poziomie życia w miejscowości decyduje operatywność wójta czy burmistrza. Dlatego bardzo mnie cieszy, że wśród aktywnych władz, zainteresowanych rozwojem mamy naszych przedstawicieli w osobach Wójta Waśniowa Krzysztofa Gajewskiego, Wójta Bodzechowa Jerzego Murzyna, Wójta Bałtowa Andrzeja Jabłońskiego oraz Burmistrza Ćmielowa Jana Kuśmierza. To z pewnością jakaś mała satysfakcja dla mieszkańców tych gmin, wiedzieć, że jesienią dokonali bardzo trafnego wyboru. Abraham Lincoln powiedział kiedyś, że my swoimi działaniami dopiero sadzimy drzewko. Mamy nadzieję, że wyrośnie z niego coś wielkiego, ale do tego trzeba konsekwencji, cierpliwości i dbałości. Nic nie dzieje się klaśnięciem w ręce, to wiemy. Ale aby się udało nasze przedsiębiorcze drzewko rozwinąć, trzeba wyrywać chwasty, pielić, no i konsekwentnie wspierać. A wtedy w perspektywie kilku lat będziemy się cieszyć owocami. Czego sobie i Państwu życzę. Miłego tygodnia.
Arkadiusz Bąk
Napisz komentarz
Komentarze