Miniony tydzień upłynął pod znakiem skandalu – tym razem „bohaterem” został człowiek – symbol mediów. Kamil Durczok jeszcze niedawno rościł sobie prawo do oceny moralnej każdego polityka w naszym kraju. Nie tylko polityka. Kamil Durczok – szef Faktów, zarabiający miesięcznie grube kilkadziesiąt tysięcy złotych, kilka razy więcej od premiera za pracę polegającą na czytaniu z kartki wiadomości wieczornych, był bogiem swojego środowiska. Wyrocznią. Mówiono pokątnie w Warszawie, że zdarzało mu się puszczać materiały „niepewne”, nawet bezpodstawnie szkalujące innych. Nie miał skrupułów, jak mówiono był „zwierzęciem medialnym”. Twardym, bezlitosnym. I jeszcze kilka dni temu wydawało się że padł od tego samego miecza, którego wielokrotnie podobno sam używał – niesprawdzonej informacji. I nagle – komisja badająca sprawę w TVN orzekła – tak – to był Kamil Durczok. Tak – molestował. Tak – mobbingował. Wyszło to naprawdę słabo dla samego dziennikarza, ale również dla środowiska mediów.
Kiedy zacząłem pracę w Warszawie jedną z pierwszych obserwacji była różnica jeśli chodzi o świat mediów. Tutaj, w regionie niektórzy dziennikarze również miewają zapędy bycia „jastrzębiem”, czyli szukania na siłę sensacji, czasem nawet ubliżania osobom, które opisują. Ale to są wyjątki. Zdecydowaną większość stanowią dziennikarze, którym przyświeca w ich pracy coś wyższego – prawda, dobro społeczności, czasem zwyczajna przyzwoitość. Nie chodzi mi tu o wychwalanie lokalnych mediów, ale zestawienie ich postawy (w której zostało wiele dobrej dziennikarskiej roboty) z tym żenującym poziomem rzucania błotem, z jakim do czynienia mamy w centralnych mediach.
Tytułowe radio „Erewań” słynęło w ZSRR z podawania nieścisłych informacji. Według anegdoty, kiedy radio to podawało informację, że np. Sasza wygrał w pałacu samochód, to okazywało się że nie Sasza, tylko Wania, nie w pałacu tylko na placu i nie samochód tylko rower. I nie wygrał, ale mu ukradli. A poza tym wszystko się zgadzało. Dziś w naszych centralnych mediach czasem zdarza nam się taka sytuacja jak w radiu „Erewań”.
Oto kilka medialnych „faktów”, które po zderzeniu z rzeczywistością okazywały się kompletną nieprawdą. Pierwsza, jaka mi przychodzi na myśl to słynny piekarz „dobroczyńca”. Pamiętacie Państwo opisywany i omawiany szeroko przypadek, jak to złe państwo, okropny fiskus obdzierał ze skóry prawdziwego anioła. Dobroczyńcę, który przekazywał tysiące chlebów biednym ludziom, zły urząd oskarżył o niezapłacenie podatku. Pamiętamy wszyscy, jak mówiono – „lepiej wyrzucić, niż dać biednym – co za kraj!”, i temu podobne słowa, które byłyby zasadne, gdyby podawano prawdę. A prawda była jak w radiu „Erewań”. Czyli piekarz nie dawał chleba biednym, tylko dał na dożynki. I nie tysiące, a jeden bochenek. I nie wiele lat, a raz. Zaś należny podatek, o który ścigały go służby podatkowe odnosił się do chlebów przez niego sprzedanych. Można powiedzieć, że i tak skarbówka robi źle ściągając podatki. Ale po pierwsze niepłacenie podatków jest nieuczciwą konkurencją wobec wszystkich innych piekarzy, a po drugie na przykład pomoc społeczna utrzymywana jest właśnie z tych podatków. Więc zupełnie odwrotnie było niż w „rzeczywistości medialnej”. W tej sprawie rozstrzygnął wątpliwości sąd, który jednoznacznie przyznał rację skarbówce. Słyszeliście Państwo w mediach sprostowanie tego nieprawdziwego obrazu? Pewnie nie, bo wielkie koncerny medialne nie uznają „przyznania się do błędu”…
Drugi przypadek ze świata podatków to nowszy – z niedawnym „drugim Romanem Kluską” jak ochrzciły media przedsiębiorcę, którego w wyniku kontroli urzędu skarbowego zobowiązano do zapłacenia podatku. Jak opisywały sprawę media, na skutek urzędniczych błędów i niegodziwości, uczciwemu człowiekowi wykończono firmę, uniemożliwiono działanie i inwestycje, a pewnie byłoby ich dużo. W tym przypadku, po ujawnieniu sprawy, podjęliśmy dyskusję w kierownictwie Ministerstwa Gospodarki. Jesteśmy zawsze w takich sprawach rzecznikiem przedsiębiorców i bierzemy ich w obronę. Osobiście rozmawiałem z panią wiceminister finansów o tym przypadku i okazało się, że sam fiskus wystąpił o odtajnienie akt tej sprawy. I znów jest duże prawdopodobieństwo, że to jednak nie krwiożerczy fiskus czyni samo zło, ale po stronie biznesu nie wszystko było tak jak mówią przepisy i jak czyni konkurencja. Ta sprawa pewnie znajdzie finał w sądzie. Przed wyrokiem nie warto odsądzać żadnej ze stron od czci i wiary.
Wiedząc to wszystko jak powstają w koncernach medialnych newsy, znając tło tego świata, zasady moralne, czy też często ich brak, z zupełnie innym wrażeniem ogląda się każde wiadomości, informacje, wydarzenia… Jak również zamawiane przez te media sondaże i badania opinii. Coraz częściej jest to bowiem subiektywny komentarz dziennikarza lub wydawcy, a nie obiektywna informacja. Żyjemy w świecie medialnym, tego nie zmienimy. Warto natomiast być przygotowanym i odpornym na różne manipulacje.
Arkadiusz Bąk
Napisz komentarz
Komentarze