W przypadku kadry kierowniczej na lokalnym podwórku widać prawidłowość w postaci coraz mniejszej liczby chętnych do pełnienia funkcji dyrektorskich. Wspomniany przykład Bursy to nie precedens, bo identyczne sytuacje zdarzały się już wcześniej. Powoli regułą staje się to, że dokumenty składa jeden kandydat, który przeważnie znajduje uznanie komisji konkursowej i zostaje zatwierdzony przez stosowny organ wykonawczy.
Dlaczego tak niewielu ludzi staje w szranki? Przyczyn znajdzie się sporo lecz jedna z nich posiada (jak przypuszczam) wyraźny związek z rodzajem wykonywanej pracy. Dyrektor szkoły/placówki jest kierownikiem zakładu, którego funkcjonowanie regulują tysiące przepisów z wielu dziedzin. Już sama złożoność prawa oświatowego może odstraszyć mniej biegłych w czytaniu ustaw i rozporządzeń MEN, nie mówiąc o kwestiach pracowniczych, finansowych, majątkowych, bezpieczeństwa itp. W gąszczu przepisów łatwo o czymś zapomnieć lub jakiś zapis przeoczyć, co powoduje określone konsekwencje, które wcześniej czy później nadejdą. Dla ludzi odpowiedzialnych, mierzących zamiar podług sił, może to stanowić poważną barierę. Wprawdzie dyrektor może liczyć na wsparcie prawne organu prowadzącego ale w praktyka różne miewa oblicze.
Czasy, kiedy szef szkoły był kimś w rodzaju „pierwszego po Bogu”, dawno minęły. W kwestiach organizacji szkoły dyrektor podlega nadzorowi naczelnika i po prostu nie zrobi niczego, czego ten ostatni nie zatwierdzi. W latach niżu demograficznego pustoszącego szkoły oznacza to m.in. podejmowanie niepopularnych decyzji kadrowych. Kiedy sprawa pracownicza znajduje epilog w sądzie pracy, stroną jest dyrektor. Stwarza to psychiczny dyskomfort, za którym znakomita większość ludzi nie tęskni, bo i nie ma za czym.
Jeśli mierzyć dyrektorską samodzielność według swobody wydawania pieniędzy rzecz wygląda następująco. Szkoła działa w oparciu o budżet, nadawany przez organ prowadzący. Teoretycznie pieniądze zapewnia subwencja oświatowa ale wiele samorządów dopłaca do niej ze środków własnych. Oznacza to, że przynajmniej do pewnego stopnia kształt budżetu szkoły odzwierciedla stan budżetu danej jednostki samorządu terytorialnego. Wielu samorządowców, chcąc wygospodarować środki na inwestycje, szuka oszczędności właśnie w oświacie. Stąd niczym niezwykłym jest sytuacja, kiedy lwią część wydatków szkolnego budżetu pochłaniają płace. Po odliczeniu kosztów eksploatacyjnych na pozostałą działalność pozostaje niewiele. Szkoły mogą pozyskiwać fundusze poprzez wynajem pomieszczeń oraz np. wzbogacać wyposażenie poprzez uczestnictwo w różnego rodzaju projektach. W obu przypadkach potrzebują zgody organu prowadzącego. Trudno o jaśniejsze ustalenie hierarchii.
Poza kwestiami organizacyjnymi do obowiązków dyrektora należy sprawowanie nadzoru pedagogicznego, co stanowi ocean sam w sobie. Oczywiście, sama szkoła z kolei – a więc pośrednio i dyrektor – podlega nadzorowi ze strony kuratorium. No i sam też powinien prowadzić parę lekcji tygodniowo, o ile nie zostanie z tego obowiązku zwolniony.
Katalog zadań dyrektora jest bardzo obszerny, to nie jest łatwy kawałek chleba. Tym niemniej, w ustandaryzowanych czasach systemu i procedur, w oświacie nadal znajduje się pole do działania dla ludzi ambitnych, kreatywnych i energicznych. Rzutki dyrektor, właściwie współpracujący z gronem pedagogicznym, radą rodziców, organem prowadzącym oraz instytucjami zewnętrznymi, potrafi sprawić, że szkoła funkcjonuje jak trzeba i dużo się w niej dzieje. Pomijając satysfakcję z dobrze wykonanej pracy, ludzie to kiedyś docenią. To, co czynimy prędzej czy później do nas wraca w zwielokrotnionej postaci.
Napisz komentarz
Komentarze