Nowy rząd, w ogólnym zapale do reformowania i zmieniania polskiej rzeczywistości planuje również zmiany w służbie zdrowia. Już w kampanii wyborczej słyszeliśmy o planach likwidacji Narodowego Funduszu Zdrowia i rozdzielaniu pieniędzy na leczenie przez Ministerstwo Zdrowia. Dużo słyszeliśmy o niewydolnym systemie, marnotrawstwie środków, kolejkach do specjalistów czy zagrożeniu prywatyzacją lub likwidacją szpitali. Wszystko to miało się zmienić po wygranych przez ówczesną opozycję w wyborach. Pierwsze plany nowej władzy w tej dziedzinie zaczynają po sześciu miesiącach oglądać światło dzienne, na kanwie planowanej nowelizacji ustawy o działalności leczniczej. Już widać, że z szumnymi zapowiedziami z kampanii wyborczej nie mają one wiele wspólnego, a kilka proponowanych rozwiązań może nieźle namieszać w systemie ochrony zdrowia. I zamiast go usprawnić i poprawić, najpewniej spowoduje jeszcze większy od obecnego chaos i niewydolność publicznego systemu opieki zdrowotnej w Polsce.
Nikt, przynajmniej na razie nie wspomina o likwidacji NFZ. Zamiast tego, ministerstwo planuje wprowadzić zupełnie nowatorskie w polskim systemie finansowania służby zdrowia wspomaganie, polegające na zaangażowaniu samorządów do płacenia za świadczenia zdrowotne. Projekt polega na umożliwieniu samorządom kupowania świadczeń dla mieszkańców na takich zsadach, jak robi to teraz NFZ. W praktyce ma wyglądać to tak, że jeśli szpital ma zbyt mały kontrakt z NFZ np. na kardiologię, to gmina lub powiat będą mógły dofinansować bezpośrednio szpital, przeznaczając własne środki finansowe na leczenie pacjentów. Wyręczając w ten sposób NFZ, czyli państwo, które jest wyłącznym dysponentem naszych składek zdrowotnych. W zamyśle ministerstwa, taka zmiana (dobra?), zwiększy odpowiedzialność samorządów za swoje zakłady opieki zdrowotnej, bo takie dopłacanie ma być możliwe tylko dla właściwej terytorialnie placówki zdrowotnej i korzystać z niego będą mogli tylko mieszkańcy danej gminy lub powiatu. Pacjenci z innych gmin lub sąsiednich powiatów nie będą mogli korzystać z tych świadczeń. No chyba, że się przemeldują.
Nietrudno sobie wyobrazić skutki takich rozwiązań, jeśli wejdą one w życie. Z dotychczasowych doświadczeń wiadomo, że przegłosowanie każdej zmiany w obecnym Sejmie nie nastręcza żadnych problemów. Dopóki jednak są to jeszcze założenia do ustawy, warto pokazywać ujemne skutki wprowadzenia ich w życie. Finansowanie służby zdrowia przez samorządy nie jest dobrym rozwiązaniem. Mamy w Polsce kilkadziesiąt bardzo bogatych gmin i powiatów, które mogą znaleźć środki na kupowanie świadczeń zdrowotnych dla mieszkańców. Zdecydowana jednak większość samorządów jest zadłużona po uszy i nie stać ich na dofinansowanie leczenia. Takie rozwiązanie doprowadzi do wyraźnych nierówności w dostępie do opieki zdrowotnej. W bogatych gminach, które mają to szczęście, że na ich terenie znajdują się wielkie przedsiębiorstwa płacące podatki zasilające ich budżety, ta dostępność pewnie się zwiększy. A co tam, gdzie ledwo starcza na przetrwanie i zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych mieszkańców?
W kampanii wyborczej obiecywano większe nakłady na służbę zdrowia. Obiecano również zmniejszenie wieku emerytalnego, podniesienie kwoty wolnej od podatku, pomoc frankowiczom, zwiększenie stawki godzinowej do 12 złotych, 500 złotych na każde dziecko, mieszkania po 2500zł za metr kwadratowy i wiele innych, o socjalnym charakterze rozwiązań. Okazuje się, że realizacja tych obietnic w praktyce jest niezmiernie trudna, o ile wręcz niemożliwa. Trudno się zatem dziwić, że rząd próbując ratować sytuację, zaprzęga do sfinansowania kosztownych obietnic samorządy. Nawet kosztem stworzenia w społeczeństwie nierówności w dostępie do leczenia.
Ostrowiec Św. 14.5.2016r.
Napisz komentarz
Komentarze