A szkoda. Najkrócej rzecz ujmując, tak zwany paradygmat kanadyjskiego ministra mówi, że styl życia, środowisko społeczne, czynniki genetyczne, odżywianie oraz aktywność fizyczna w dziewięćdziesięciu procentach wpływają na naszą kondycję zdrowotną, natomiast funkcjonowanie systemu ochrony zdrowia wpływa na nią tylko w około dziesięciu procentach. Zbyt mało osób uświadamia sobie tę zasadę. Polacy z różnych powodów, także historycznych nie do końca zdają sobie sprawę, że o największą wartość, jaką jest zdrowie, muszą przede wszystkim dbać sami. Z praktyki codziennego życia wiemy, że często bardziej dbamy o nasz samochód, pilnując terminów okresowych przeglądów i diagnostyki podzespołów, zapominając o własnym organizmie, jego potrzebach i stylu życia jaki prowadzimy. Upowszechnienie wiedzy o tym, że jakość i długość naszego życia zależy głównie od nas, a nie od naszej ułomnej przecież służby zdrowia ma decydujące znaczenie dla sytuacji zdrowotnej naszego społeczeństwa.
Polacy przywykli do ciągłego narzekania na naszą służbę zdrowia. Trzeba mieć zdrowie, żeby móc chorować – takie przewrotne powiedzenie często słychać w rozmowach aktualnych i potencjalnych pacjentów polskiego systemu opieki zdrowotnej. Wszystkie dotychczasowe rządy połamały sobie zęby na reformowaniu służby zdrowia, bo tak naprawdę, żadna z przeprowadzonych w ostatnim dwudziestopięcioleciu reform nie przyniosła zapowiadanych rezultatów. Kolejki do specjalistów, niedostateczna dostępność do większości świadczeń, brak pieniędzy, niewydolność organizacyjna, niska jakość usług medycznych w naszym kraju to podstawowe sprawy, których nie udało się dotychczas poprawić. Każda partia polityczna ubiegająca się o władzę, ma w swoim programie zapisy dotyczące zreformowania kulejącego systemu. I można zaryzykować postawienie tezy, że ta partia, której rząd upora się z tym problemem zasłuży sobie na długoletnie sprawowanie władzy w naszym kraju.
W polskim społeczeństwie przeważa dalej pogląd, że o zdrowie i leczenie zadba całkowicie państwo. Ale żaden kraj na świecie nie jest w stanie zapewnić każdemu obywatelowi całkowicie bezpłatną opiekę medyczną i najnowsze metody leczenia. Potrzebna jest intensywna kampania informacyjna, która pomoże to zrozumieć i zmienić mentalność Polaków ukształtowaną jeszcze w okresie, kiedy obiecywano nam nierealne, jak na możliwości państwa darmowe świadczenia. Bo przecież prowadząc zdrowy styl życia, dbając o kondycję fizyczną, stosując profilaktykę odciążamy służbę zdrowia i tym samym pozostawiamy więcej pieniędzy w systemie dla ratowania ludzkiego życia i leczenia szpitalnego. Jak trudno jest zbilansować koszty leczenia możemy przekonać się na przykładzie ostrowieckiego szpitala. Utrzymanie wysokiej jakości leczenia przy dotychczasowych nakładach finansowych przyznawanych przez NFZ oraz stale rosnącej liczbie pacjentów jest niezwykle trudne. Większość powiatowych, wielozakresowych szpitali w Polsce boryka się z takimi trudnościami. Bez ingerencji państwa, przemyślanego i konkretnego planu zreformowania polskiej służby zdrowia, poprawa jakości leczenia raczej nie będzie możliwa. Szpitale, chcąc zachować powszechność leczenia, utrzymać obowiązujące standardy i poszerzyć ofertę świadczeń nie są w stanie wyjść z zadłużenia i po prostu lepiej i skuteczniej leczyć. Nie pomogą im w tym samorządy, bo nie mają w swoich budżetach na takie zadania pieniędzy. Cała nadzieja w tym, że zdrowy styl życia społeczeństwa wpłynie wyraźnie na częstotliwość korzystania z lekarskich porad oraz w decyzjach rządu, który jak dotychczas oprócz zapowiedzi o likwidacji NFZ nie sformułował dotąd żadnego programu naprawczego. To niełatwe zadanie, ale hasło „damy radę” każe oczekiwać, że reforma polskiej slużby zdrowia wreszcie się uda.
Ostrowiec Św. 09.4.2016r.
Napisz komentarz
Komentarze