Ten felieton będziecie Państwo czytać już po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich. Niezależnie od tego, kto wygrał ten wyborczy wyścig, komu będziemy gratulować, kto będzie się cieszył, a kto smucił, warto poświęcić kilka słów na podsumowanie kampanii, która właśnie się zakończyła. Kampanii tak różnej od tych, do których przywykliśmy w przeszłości, w którą chcąc, czy nie chcąc mimo woli zostaliśmy wciągnięci. Szczególnie po I turze wyborów, której wyniki zaskoczyły wszystkich i zdeterminowały sposób prowadzenia kampanii przez pozostałych na placu boju kandydatów.
Myślę, że znaczna część z nas z ulgą przyjęła zakończenie kampanii. Niezależnie od tego jaki jest ostateczny werdykt Polaków, mamy prawo odczuwać pragnienie wyhamowania politycznego tempa, narzuconego nam przez dwóch najsilniejszych kandydatów. Zdaję sobie sprawę z tego, że wyborcze emocje towarzyszą niewiele ponad 50% Polaków, to jednak takie oczekiwania wydają się słuszne i uzasadnione. Jeśli mierzyć kampanię wyborczą tylko okresem między I i II turą wyborów, to mimo wszystko należy oddać szacunek obu kandydatom. Trzeba mieć tak zwane „końskie zdrowie” aby podołać trudom i wyzwaniom takiej kampanii. Codzienna dawka kilkudziesięciu publicznych wystąpień, kilkaset uściśniętych dłoni, kilkanaście niewymuszonych rozmów z wyborcami podczas wieców, długie narady ze sztabowcami, wreszcie setki przejechanych samochodami kilometrów, to wysiłek dla dobrze wytrenowanego sportowca wyczynowego. No i debaty, które w tej kampanii urosły do miana wydarzeń, które miały decydować o wyniku wyścigu do prezydenckiego fotela. Obaj kandydaci poddali się dziennikarskiej i społecznej presji uczestnicząc w kilku debatach. Wyborcy mieli zdecydować, który z kandydatów bardziej nadaje się na prezydenta na podstawie odpowiedzi na pytania, zadawane im przez uznanych dziennikarzy. Mogliśmy obserwować kandydatów, zwracać uwagę na ich wygląd, mimikę twarzy i sposób zachowania przed kamerami. Wszystko zostało podporządkowane wymogom telewizji, najważniejszego medium naszych czasów, kreującego często rzeczywistość i wpływającego na naszą wyobraźnię.
Zakończona właśnie kampania wyborcza wprowadziła olbrzymi chaos w głowach wyborców. Obaj kandydaci zostali zmuszeni do odpowiedzi na pytania, które nijak mają się do kompetencji urzędu Prezydenta Polski. Byli pytani o sprawy, które należą wyłącznie do prerogatyw rządu i premiera. Co więcej, sami w swoich wystąpieniach obiecywali spełnienie oczekiwań wyborców, co do których wiadomo, że prezydent o nich nie decyduje. Wyglądało to tak, jakbyśmy wybierali prezydenta w Stanach Zjednoczonych, gdzie istnieje odmienny od naszego system polityczny i prezydent USA stoi de facto na czele rządu tego kraju. U nas konstytucja nie daje prezydentowi takich uprawnień. Jestem bardzo ciekawy, jak nowo wybrany prezydent, niezależnie kto nim będzie poradzi sobie ze spełnieniem wszystkich obietnic złożonych wyborcom. To nie będzie łatwe zadanie w przypadku Komorowskiego i jego, wartego 34 miliardy pakietu reform. W przypadku Dudy, wycenione na 300 miliardów obietnice, stawiają go z góry na straconej pozycji. Jak będzie? Czy tak jak zwykle, czy jednak inaczej? Pożyjemy, zobaczymy.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu Ostrowieckiego
Ostrowiec Św. 23.5.2015
Napisz komentarz
Komentarze