Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 01:37
Reklama

AKROBATA (felieton)

Kiedy opowiadał mi to ze łzami w oczach, naiwnie zaproponowałem pomoc. W znalezieniu pracy, w czymkolwiek. Popatrzył na mnie z politowaniem, podziękował i wsiadł na rower.
Podziel się
Oceń

   Jest szósta trzydzieści rano. Idę przez szare zaspane osiedle i jak zwykle zastanawiam się, czy wyłączyłem gaz, czy zamknąłem drzwi na klucz i czy mam ze sobą dokumenty i bilet miesięczny.
       Pada. Szarogranatowe niebo zagniewane, jak niekochana kobieta, płacze drobnymi łzami.
       To charakterystyczne brzęczenie i chrobotanie słyszę już zza rogu. Potem muszę usunąć się z drogi, bo wjeżdża na nią zgarbiony mężczyzna na starym rowerze. Schowany w głąb przeciwdeszczowego płaszcza, nuci coś jak zwykle pod nosem. Na kierownicy, przy ramie i na bagażniku pozawieszane są foliowe torby z puszkami i złomem. Kilka wisi nawet na szyi mężczyzny, który zdaje się nie panować nad kierownicą. To jednak tylko pozory.
       Codziennie jego spryt robi na mnie ogromne wrażenie. Teraz też. Obładowany do granic, opatulony w zniszczony płaszcz przeciwdeszczowy, pędzi zwinnie w strugach deszczu. Z łatwością mija przeszkody, podjeżdża pod krawężniki, zwalnia i przyśpiesza wedle potrzeby. Czasem zatrzymuje się, zsiada z roweru, opiera go o drzewo, słup lub ogrodzenie i podnosi coś z ziemi. Puszkę, kawałek drutu, blachy, jakiś metalowy element. Wkłada go do jednej z foliowych toreb i jedzie dalej.
       Widzę go nie tylko na moim osiedlu. Ten człowiek jest wszędzie. W parku, koło szpitala, na drugim końcu miasta. Akrobata. Tak go sobie nazwałem. Gdy widzę, jak zręcznie omija przeszkody, tak mi się właśnie kojarzy.
       Wiem, złomiarzy w mieście są setki. Ale Akrobata jest wyjątkowy. Tamci zbierają po prostu na papierosy, albo alkohol. Akrobata jest inny.
       Kiedyś pracował w małej fabryce meblarskiej na dziale produkcji. Osiem lat temu uszkodzona piła tarczowa odcięła mu cztery palce lewej dłoni i pocięła nadgarstek. Dyrektor fabryki pozwolił mu zostać i przeniósł na stanowisko sprzątacza. Akrobata zamiatał wióry, wywoził na wózku ścinki drewna i źle przycięte elementy. Zarabiał dwa razy mniej. On i jego rodzina ledwo wiązali koniec z końcem. A później fabrykę zamknięto i Akrobata został bez pracy. Ma na utrzymaniu pięcioro dzieci. Najmłodsze ma sześć, najstarsze piętnaście lat. Żona zmarła trzy lata temu na raka.
       Akrobacie odmawia się prawa do renty, bo skoro dobrze radził sobie jako sprzątacz w fabryce, to znaczy, że jest zdolny do pracy. A pracy dla Akrobaty nie ma. Ludzie patrzą na jego lewą dłoń i nie chcą go przyjąć. Szukał, ale nie znalazł. A jeśli znalazł, to okazało się, że za tak śmieszne pieniądze, że któregoś dnia wyciągnął z piwnicy stary rower i pojechał szukać złomu. Tak się zaczęło.
       Kiedy opowiadał mi to ze łzami w oczach, naiwnie zaproponowałem pomoc. W znalezieniu pracy, w czymkolwiek. Popatrzył na mnie z politowaniem, podziękował i wsiadł na rower.

       Zaciągnął kaptur na głowę i uśmiechnął się smutno, a ja pomyślałem, że to jest prawdziwy Akrobata życiowy. Omija wszelkie przeszkody i jedzie dalej.

       - Czego chciałby pan teraz najbardziej? – spytałem wtedy, zanim odjechał.
       - Chciałbym, żeby moje dzieci miały lepsze życie – powiedział cicho i odjechał z tym samym charakterystycznym brzęczeniem i chrobotaniem. Akrobata.

Tomasz Ewski

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. LOKALNA GRUPA MEDIOWA z siedzibą w Ostrowcu Świętokrzyskim, os. Słoneczne 14 jest administratorem Twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama