Poseł Platformy Obywatelskiej Łukasz Gibała zakomunikował całemu światu, że opuszcza szeregi swojej partii i przenosi się do innej. Światowa opinia publiczna nie przejęła się specjalnie tym transferem, uznając, całkiem słusznie zresztą, że z tego powodu żadne tsunami naszej planecie nie zagraża. Również w Polsce, gdzie polityczne fikołki zdarzają się znacznie częściej niż w innych krajach, poseł Gibała stał się jednodniowym bohaterem polityków i mediów. Większe zainteresowanie wzbudziły związki rodzinne posła z ministrem Gowinem, niż to co miał do przekazania w swoim transferowym manifeście. Przy okazji społeczeństwo dowiedziało się trochę o politycznych manewrach w krakowskiej PO oraz stosunku posła Gibały do swoich byłych już, partyjnych kolegów. Oczywiście rozstanie z Platformą nastąpiło w świetle reflektorów i kamer, bo przecież taka okazja do zaistnienia w mediach może się już nie zdarzyć. Chyba, że przy następnym transferze do jeszcze innej formacji, bo tego, sądząc na podstawie poglądów i postawy posła z pewnością nie można wykluczyć.
Wielu polityków i niechętnych Platformie obserwatorów życia politycznego w Polsce ma nadzieję, że opuszczenie szeregów PO przez posła Gibałę stanie się początkiem końca tej formacji. Rozpoczęte przez ten polityczny transfer „gibanie” Platformą nastąpiło w okresie, w którym wydaje się ona być już trochę rozhuśtana. Początek tego roku nie jest udany dla Platformy i wszyscy doskonale o tym wiedzą. Zamieszanie z ustawą refundacyjną, protesty lekarzy i aptekarzy, sprawa ACTA, kontrowersje związane z przystąpieniem Polski do paktu fiskalnego, wzrost cen paliw oraz przygotowania do podniesienia wieku emerytalnego spowodowały spadek notowań w sondażach. Opozycja, nie przebierając w słowach wykorzystuje każde potknięcie, próbując obrzydzić Polakom rząd PO i PSL. Brak merytorycznych argumentów, zastępowany jest osobistymi atakami na premiera i ministrów. „Czerwone kartki”, symbolicznie wręczane rządowi na ulicach Warszawy, zmieszane z agresywną retoryką i przypomnieniem, a jakże, katastrofy smoleńskiej to obraz działalności PiS z ostatnich dni. Totalna negacja i krytyka, kwestionowanie demokratycznych wyborów, oskarżenia i insynuacje nie sprzyjają konstruktywnemu rządzeniu i zakłamują politykę informacyjną rządu skierowaną do społeczeństwa. To podważanie legitymacji rządu do sprawowania swoich konstytucyjnych obowiązków, które wykonuje z woli wyborczej większości. Skuteczne przeprowadzenie przez rząd jakichkolwiek reform i zmian w tej sytuacji staje się coraz trudniejsze. Tym bardziej, że do ich uchwalenia potrzebna jest sejmowa większość. Być może przeciwnicy rządu liczą też na skurczenie się koalicyjnej większości sejmowej, która po odejściu posła Gibały ma obecnie 233 głosy.
Nadzieje na rozmontowanie koalicji PO/PSL, to oczekiwanie na destabilizację sytuacji w Polsce i zatrzymanie procesu reform, zapowiedzianych przez premiera Tuska w ubiegłorocznym expose. Przejście jednego posła do opozycyjnego ugrupowania nie narusza w zdecydowany sposób powyborczego status quo. Jest jednak namacalnym przykładem elementarnego braku lojalności wobec wyborców, zjawiska, coraz częściej obserwowanego na naszej politycznej scenie. W Polsce brakuje standardów zachowań w wielu dziedzinach, a poluzowanie obyczajów i realatywizm ocen sprzyjają postępowaniom niegodnym osobom zaufania publicznego. Posłowie, zmieniający ugrupowania polityczne w trakcie trwania kadencji parlamentu są najlepszą ilustracją tego problemu. Takich przypadków w polskim Sejmie jest coraz więcej. Dotyczą ludzi z gruntu bezideowych, nastawionych na swoją, indywidualną karierę oraz związane z tym korzyści i zaszczyty. Nie liczy się dla nich werdykt wyborców, którzy głosowali na nich utożsamiając się z programem prezentowanym przez formację, z której listy wyborczej kandydowali. Posługiwanie się wyświechtanym argumentem, „że tylko krowa nie zmienia poglądów” jest żałosną próbą usprawiedliwienia swojego postępowania. Zachowaniem godnym odpowiedzialnego za siebie i swoich wyborców polityka, byłoby zrzeczenie się mandatu w przypadku zmiany poglądów i przejścia do innego ugrupowania. Niestety, wśród naszych parlamentarzystów nie znajdziemy przykładu takiej postawy. Szeroko znane są za to takie polityczne transfery jak przejście posła Kopycińskiego z SLD do Ruchu Palikota, posłanek Kempy i Wróbel z PiS do Solidarnej Polski, czy ostatni przypadek posła Gibały. Równie nagannym zjawiskiem jest rezygnacja z mandatu osób pełniących wysokie funkcje samorządowe lub administracyjne. Po zdobyciu mandatu, pozostają oni na swoich stanowiskach, a mandat obejmują kolejni na liście kandydaci, którzy nie uzyskali wystarczającego poparcia wyborców. Jak czują się teraz wyborcy, którzy oddali na nich swój głos ? Oczywiscie mogą również zmienić poglądy, ale większość z pewnością czuje się oszukana i zawiedziona.
Wydaje się, że parlamentarzyści nie dostrzegają ważności problemu zmiany przynależności partyjnej w trakcie trwania kadencji i innych manipulacji werdyktem wyborców. Szkody jakie w świadomości społeczeństwa powstają na kanwie zachowań ludzi, których jako wyborcy obdarzyliśmy zaufaniem są ewidentne. Przed każdymi wyborami trwa kampania na rzecz udziału w wyborach jak największej liczby Polaków. Większość polskiego społeczeństwa nie bierze udziału w wyborach. Frekwencja mogłaby być z pewnością wyższa, gdyby przejrzystość procedur, uczciwość polityków, wierność zasadom, odpowiedzialność za słowo i zwykła uczciwość były standardem polskiej klasy politycznej. Nie wszystko da się uregulować przepisami i ująć w karby ustaw i rozporządzeń. Szczególnie w sferze życiowych norm, dobrych obyczajów i zasad, wprowadzanie systemu nakazów oraz zakazów w formie zbiorów praw i kodeksów wydaje się nieuzasadnione. Chyba że przywrócimy do życia słynny, ale zapomniany, przedwojenny polski kodeks honorowy Boziewicza. Ale wtedy liczba posłów i chętnych do objęcia tej funkcji mogłaby się gwałtownie zmniejszyć.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu Ostrowieckiego
Napisz komentarz
Komentarze