Demografia to dziedzina nauki, która coraz częściej staje się tematem numer jeden wielu publikacji, dyskusji i komentarzy. Jeszcze niedawno, niszowa, zdawałoby się stricte akademicka dyscyplina nauki, pojawia się wyjątkowo często na szpaltach gazet, w telewizyjnych i radiowych programach, w parlamencie, w samorządach oraz w rozmowach zwykłych przechodniów. Coś, co kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu było oceniane przez polityków i społeczeństwo jako nieprawdopodobna, futurystyczna prognoza, dzisiaj coraz bardziej staje się rzeczywistością. I to rzeczywistością, która optymistyczna w każdym razie nie jest.
Doskonale pamiętam, niemal katastroficzne prognozy naukowców, mówiące o zbliżającym się przeludnieniu naszej planety. Ludzkość miała rozmnażać się w zastraszającym tempie, widmo głodu, braku przestrzeni, wojen i katastrof związanych z tym zjawiskiem miało osiągnąć swoje apogeum już pod koniec XX wieku. Pomimo podwojenia ilości ludzi na świecie w ostatnim pięćdziesięcioleciu ubiegłego stulecia, żadne zapowiadane klęski nie nastapiły. Obserwowany dynamiczny przyrost ludności w krajach azjatyckich i afrykańskich jest częściowo rekompensowany minimalnym przyrostem w państwach europejskich i USA. Tak minimalnym, że przewidywania demografów dotyczące przeludnienia Ziemi, zastępują powoli prognozy nie mniej katastroficzne, zakładające spadek liczby ludności świata.
Ten niewątpliwie poważny, społeczny problem zaczyna spędzać sen z powiek nie tylko naukowcom. Dostrzegają go także politycy wielu państw, zagrożonych wyraźnym zmniejszeniem liczby obywateli. Wśród krajów, które notują od kilku lat minimalny lub nawet ujemny przyrost naturalny przodują europejskie kraje. Do tego grona należy niestety zaliczyć Polskę, przed którą stają wyzwania, których jeszcze kilkadziesiąt lat temu nikt nie przewidywał. Dawno już minęły wszystkie daty wskazywane przez demografów, zakładające przekroczenie przez Polskę progu 40 milionów obywateli. Aktualne prognozy mówią, że w najbliższych kilkudziesięciu latach nie ma na to żadnych szans, a z bieżących danych wynika, że liczba ludności Polski ulegnie wyraźnemu zmniejszeniu.
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że to spadek liczby urodzin jest główną przyczyną tego zjawiska. Pomimo tego, że żyjemy dłużej, liczba ludności w wielu rozwiniętych krajach spada i według prognoz demograficznych nic nie wskazuje na odwrócenie tego trendu w najbliższej przyszłości. To bardzo ważny, przede wszystkim ekonomiczny problem dla tych krajów. Na rozwiązanie tego problemu nie ma prostej recepty, bo pobudzenie przyrostu naturalnego nie zależy tylko od zdolności prokreacyjnych społeczeństwa. Potrzebne są systemowe działania, z którymi nie radzi sobie większość krajów, w tym Polska. Jak zwykle, zasadniczą przeszkodą jest brak pieniędzy. Okazuje się jednak, że brak zdecydowanych działań, odkładanie na później niezbędnych decyzji czy po prostu lekceważenie potrzeby reform w dziedzinie polityki prorodzinnej, może okazać się katastrofalne w skutkach dla państw zagrożonych spadkiem liczby ludności.
Konsekwencje, jakie niosą ze sobą zmiany demograficzne, zawsze mają wpływ na kondycję ekonomiczną państw, a tym samym rodzą również polityczne skutki dla partii i rządów sprawujących władzę. Rządzący, którzy nie dostrzegają tych problemów lub nie potrafią znaleźć rozwiązań łagodzących skalę tego niekorzystnego zjawiska, muszą liczyć się z negatywną oceną społeczeństwa. Polityka prorodzinna państwa, to w tej chwili najbardziej chyba palący problem, z którym polski rząd i parlament powinien się zmierzyć. Zapowiedziane przez premiera w ubiegłorocznym, sejmowym expose zmiany w ulgach na dzieci są pierwszą jaskółką pozytywnych wiadomości, których społeczeństwo oczekuje od dawna. W ubiegłym tygodniu rząd zajmował się zmianami w ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych. To właśnie w tej ustawie istnieje możliwość dokonania zmian, które najszybciej, bo już w 2013 roku mogą przynieść efekt w postaci zwiększenia ulg na dzieci i objęcie nią większej liczby obywateli, którzy zdecydowali się mieć potomstwo. Propozycje rządu zmierzają do podniesienia progu dochodowego uprawniającego do ulgi rodziców z jednym dzieckiem oraz podniesienie ulgi na czwarte i każde kolejne dziecko. Odpis od podatku wyższych niż dotychczas kwot ma złagodzić rodzicom i opiekunom koszty wychowania dzieci. W naszych, polskich warunkach te zmiany wydają się być bardzo potrzebne.
Znane polskie przysłowie mówi, że „jedna jaskółka wiosny nie czyni”. Z pewnością propozycje rządu, jeśli zostaną wprowadzone w życie, nie zmienią w zasadniczy sposób sytuacji polskich rodzin wychowujących dzieci. Proponowane zmiany nie wpłyną również na odwrócenie niekorzystnego zjawiska, jakim jest spadek liczby urodzin w Polsce. Niewątpliwie są jednak zapowiedzią zmian, jakich rząd planuje dokonać w polityce prorodzinnej, kierując pomoc państwa dla obywateli w takim kierunku, gdzie jest ona najbardziej potrzebna i oczekiwana. Jednak pozytywnych zmian, mających wpływ na poprawę niepokojących, demograficznych wskaźników, należy oczekiwać tylko w kompleksowych, systemowych rozwiązaniach, które rząd musi jak najszybciej wprowadzić. Na aktywną, prorodzinną politykę państwa pieniądze w budżecie muszą się znaleźć, nawet kosztem innych dziedzin naszego życia. Przykładem i dobrym wzorem dobrze realizowanej polityki prorodzinnej jest Szwecja i Francja. W pogrążonej w kryzysie ekonomicznym Europie, w tych państwach nie tnie się wydatków na politykę prorodzinną. Efektem takich działań, jest najwyższy w tych krajach przyrost naturalny wśród wszystkich krajów UE. Kondycja naszego państwa nie pozwala dzisiaj na wprowadzenie wszystkich rozwiązań stosowanych w bogatej Szwecji i Francji, jest jednak od kogo się uczyć i na kim wzorować. Najważniejsze, aby prowadzona w tej dziedzinie polityka była po prostu skuteczna. Polski rząd i parlament z pewnością stać na podjęcie tych wyzwań.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu Ostrowieckiego
Ostrowiec Św. 30.06.2012r.
Napisz komentarz
Komentarze