Znamy już datę wyborów parlamentarnych. Posłów i sentorów będziemy wybierać 25 października. Tak zdecydował prezydent Bronisław Komorowski, bo to do niego należy decyzja o wyznaczeniu daty wyborów. Formalności stało się zadość, a po opublikowaniu postanowienia prezydenta o zarządzeniu wyborów w Dzienniku Ustaw, najpóźniej po 5 dniach oficjalnie rozpocznie się kampania wyborcza.
Tak naprawdę nie da się nie zauważyc, że formalne, zgodne z kodeksem wyborczym rozpoczęcie kampanii. niewiele ma wspólnego z praktyką codziennego życia politycznego. Kampania parlamentarna trwa w Polsce w najlepsze od rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich. Biorą w niej udział wszystkie siły polityczne, nie zważając na kodeks wyborczy, który przynajmniej w założeniu ustawodawców miał uregulować te kwestie. Dzisiaj pomysłodawcy i autorzy tego aktu prawnego aktywnie uczestniczą w kampanii wyborczej, chociaż tak naprawdę, formalnie jeszcze się nie rozpoczęła. Sposobów na ominięcie przepisów wynaleziono bardzo wiele, a zgodne z prawem rozpoczęcie kampanii paradoksalnie spowoduje nałożenie ograniczeń, głównie finansowych, które teraz nie obowiązują. Wszyscy wykorzystują ten czas jak mogą, od czasu do czasu oskarżając się wzajemnie o łamanie norm i przepisów. Również wszyscy udają, że nie wiedzą o co chodzi, a karawana jedzie dalej. Zasada „cel uświęca środki” pasuje, jak ulał do tego co możemy zaobserwować od kilku miesięcy na polskiej scenie politycznej.
Nieustannie trwa również rozpoczęty jeszcze w kampanii prezydenckiej festiwal obietnic. Politycy wyciągnęli wnioski z tej kampanii uznając, słusznie zresztą, że wyborczy sukces w naszym kraju osiąga się poprzez zadeklarowanie, zapewnienie, obiecanie najbardziej nawet niedorzecznych, oderwanych od ekonomicznych realiów oczekiwań różnych grup społecznych. Nieważne, czy będą one kosztować polskich podatników 300 miliardów, czy trochę więcej, czy trochę mniej. 500 złotych na każde dziecko, cofnięcie reformy emerytalnej, radykalne podniesienie kwoty wolnej od podatku to sztandarowe obietnice, które już raz okazały się skuteczne. Mają być także wytrychem do zdobycia władzy jesienią. Do tego należy jeszcze dodać obietnice rozwalenia całego systemu przez bezprogramowego Pawła Kukiza i Polska po jesiennych wyborach będzie krajem dostatnim i szczęśliwym. Wszyscy przecież tego chcemy...
Ta swoista licytacja na to, co jeszcze można narodowi obiecać jest widoczna w założeniach programowych wszystkich bez wyjątku ugrupowań politycznych ubiegających się o miejsca w parlamencie. Nie jest od tego wolna również Platforma Obywatelska, która dała się wciągnąć w ten chocholi taniec, zgłaszając propozycje, których jeszcze kilka miesięcy temu nie przewidywała. Mam nadzieję, że program wyborczy PO, który będzie przedstawiony na początku września będzie realistyczną, pozbawioną populistycznych fajerwerków ofertą dla wszystkich Polaków. Uwzględniającą oczekiwania społeczne, ale realną do spełnienia, rzeczową, rozsądną i wiarygodną. Licytację na wyborcze obietnice Platforma Obywatelska powinna, mimo złych doświadczeń z kampanii prezydenckiej pozostawić innym. Przykładów nieroztropności i niekompetencji w polityce jest wiele. Do czego taka polityka prowadzi mogliśmy się przekonać w ostatnich dniach na przykładzie Grecji. Wierzę, że wszyscy, zarówno politycy, jak i wyborcy wyciągną z tej lekcji odpowiednie wnioski. Stawka jest bowiem zbyt duża, a przelicytować można niezmiernie łatwo.
Ostrowiec Św. 18.7.2015r.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu ostrowieckiego
Napisz komentarz
Komentarze