„Dla takich chwil warto żyć” powiedział poseł Ruchu Palikota Sławomir Kopyciński, kiedy ujrzał świecące pustkami ławy poselskie, w których na co dzień zasiadają posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Akurat ten parlamentarzysta nie budzi mojej wielkiej sympatii i parafrazując jego samego, można by powiedzieć, że Sejm wiele by nie stracił, gdyby poseł Kopyciński dołączył do nieobecnych w tym dniu na posiedzeniu polskiego parlamentu. Jego powszechnie znany, kontrowersyjny transfer z SLD do Ruchu Palikota wywołał na początku tej kadencji Sejmu wiele komentarzy. Raczej nieprzychylnych posłowi, no bo jak inaczej można ocenić opuszczenie szeregów partii, z której zdobyło się poselski mandat i rozpoczęcie działalności w innej, wrogiej i odmiennej programowo formacji. Ta schizofreniczna trochę sytuacja nie przeszkadza posłowi Kopycińskiemu w aktywnym uczestniczeniu w życiu publicznym, czego ostatnim przykładem jest cytowana wyżej wypowiedź. Można ją zakwalifikować jako żart, komentarz do zaistniałej sytuacji lub wyraz oczekiwań posła związanych ze składem polskiego parlamentu. Niezależnie od tego co miał na myśli poseł Kopyciński wypowiadając cytowaną kwestię, jego słów nie można potraktować inaczej, jak przyprawiony złośliwym humorem komentarz do wydarzenia nie przynoszącego chluby polskiemu parlamentowi.
Opuszczenie sali obrad Sejmu przez wszystkich posłów Prawa i Sprawiedliwości w dniu ważnych głosowań, m.in. nad poprawkami do projektu nowelizacji budżetu państwa na rok 2013 należy uznać za, delikatnie mówiąc przejaw dużej nieodpowiedzialności. Mandat poselski zobowiązuje każdego posła do uczestniczenia w posiedzenich Sejmu i głosowaniach. Zaufanie wyborców, wyrażone aktem wzięcia udziału w wyborach zostało w sposób bardzo wyraźny nadużyte przez posłów PiS. Nie pierwszy raz zresztą. W listopadzie 2011 roku, również opuścili salę obrad ignorując wystąpienie premiera dotyczące zamieszek ulicznych podczas Święta Niepodległości. Wtedy wrócili na głosowania. Tym razem bojkot obrad Sejmu objął całe posiedzenie, łącznie z głosowaniami. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości uznali, że swój poselski mandat będą wypełniać na ulicy, pod Kancelarią Premiera, uczestnicząc w antyrządowej demonstracji zorganizowanej przez NSZZ „Solidarność”. Tym samym jeszcze raz potwierdzili, że idąc ramię w ramię z coraz bardziej upolitycznioną Solidarnością, zależy im tylko na obaleniu rządu. Poselskie obowiązki i powinności nie mają dla nich znaczenia. Lepsza okazja dla wywołania destrukcji w państwie może im się nieprędko zdarzyć. Stąd też, liderzy PiS postanowili kuć żelazo póki gorące i zamienili sejmową salę obrad na uliczną manifestację, z ulicznym przemówieniem kandydata na premiera włącznie. Dziwne to obyczaje, ale jak widać Prawo i Sprawiedliwość jest tak zdeterminowane w dążeniu do przejęcia władzy, że dawno już zatraciło zdolność do zachowań przyjętych w cywilizowanych krajach. Zorganizowanie ulicznego happeningu zamiast poważnej debaty nad projektem nowelizacji budżetu państwa w Sejmie tylko to potwierdza.
Prawo i Sprawiedliwość nie od dziś szuka sojuszników w swoim dążeniu do przejęcia władzy w Polsce i wykorzystuje wszystkie możliwości podczepienia się pod działania grup, organizacji, związków, ruchów i różnej maści konfederacji niezadowolonych z rządów Platformy Obywatelskiej. Tworząc nieformalne przymierza, wspiera ich często mrugając okiem aprobaty i przyzwolenia dla działań anarchizujących polski system społeczny. Anarchię i bałagan, rozprzężenie i zamęt PiS uznało za stan sprzyjający osiągnięciu swoich politycznych zamierzeń. Nieuznawanie wyników wyborów i sugestie o ich sfałszowaniu, szkalowanie Prezydenta i Premiera, oskarżenia o zdradę narodowych interesów, oskarżenia o zamach i spowodowanie katastrofy smoleńskiej, sojusz z kibolami, solidaryzowanie się z narodowcami i anarchistami demolującymi Warszawę 11 listopada, jawne i dla każdego czytelne porozumienie z szefem Solidarności Piotrem Dudą w sprawie czterodniowych protestów związkowców to przykłady zaangażowania PiS w przedsięwzięcia mające na celu destrukcję polskiego państwa. Bo tak naprawdę, to ci co demonstrują dzisiaj pod Sejmem i Kancelarią Premiera realizują strategię PiS. Premier i rząd biorą jednak odpowiedzialność za to co robią, natomiast panowie Duda i Kaczyński działają zgodnie z zasadą „im gorzej tym lepiej”. Dla PiS. Ta partia zdaje się jednak nie pamiętać lub nie brać historycznych doświadczeń pod uwagę, że stan anarchii, zamętu i zamieszania nigdy dla Polski nie kończył się dobrze.
Sejm bez Prawa i Sprawiedliwości w wyobraźni posła Kopycińskiego może i wyglądałby lepiej, ale absencja posłów z tej partii była tylko chwilowa, co zresztą we wspomnianym cytacie zostało zaakcentowane. Nie ulega wątpliwości, że miejsce posłów jest w Sejmie, a uczestnictwo w debacie powinno odbywać się na sali plenarnej i w komisjach. Posłowie PiS swoim zachowaniem wprowadzili kolejną formę i metodę postępowania, która zakłóca normalne funkcjonowanie polskiego państwa oraz podważa przyjęte w większości współczesnych demokracji zasady. Liderzy PiS wyprowadzając na ulicę swoich posłów chcieli skompromitować i zdeprecjonować rolę polskiego parlamentu. W efekcie skompromitowali się sami, wykrzykując pod Kancelarią Premiera, gdy w tym czasie premier przebywał na sali plenarnej Sejmu.
Dzień bez PiSu w Sejmie był być może dla wielu dniem radosnym, ale nie był dniem straconym. Prace Sejmu nie zostały sparaliżowane, debata i głosowania odbyły się zgodnie z planem. Nie ulega jednak wątpliwości, że wyprowadzeniem posłów PiS na ulice Warszawy Jarosław Kaczyński strzelił sobie w stopę. I to z dużego kalibru.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu Ostrowieckiego
Ostrowiec Św. 14.9.2013r.
Napisz komentarz
Komentarze