Doświadczenie uczy nas, że składanie obietnic, szczególnie takich, które zapowiadają otrzymanie czegoś w prezencie, nie żądając nic w zamian, spotyka się zawsze z miłym odbiorem i wpływa na wzrost poziomu sympatii do obiecującego. Wiedzą o tym doskonale politycy, którzy do perfekcji opanowali ten schemat poprawienia swoich wyborczych szans. Tak bowiem się składa, że kumulacja obietnic czy - może lepiej w tym przypadku użyć słowa obiecanek - przypada na czas kampanii wyborczych. W ostatnim okresie możemy to zjawisko obserwować niemal codziennie, bo przecież prawie od dwóch lat uczestniczymy w permanentnej kampanii wyborczej. Powoli zacierają się w naszej pamięci obietnice składane przez kandydatów do Parlamentu Europejskiego. Trochę świeższe są wspomnienia z kampanii samorządowej. Mija już prawie rok, więc można już pokusić się o pierwsze oceny zapowiadanych „rewolucji” w samorządach, także na przykładzie naszego miasta. Najbardziej jednak spektakularne, widoczne i wzbudzające najwięcej emocji i kontrowersji są obietnice złożone w kampanii prezydenckiej przez zwycięskiego prezydenta Andrzeja Dudę oraz aspirującej do przejęcia władzy największej opozycyjnej partii, składane przez kandydatkę na premiera Beatę Szydło.
Tak się składa, że wszystkie miło brzmiące dla ucha, wyglądające na oczywiste i bezdyskusyjne tezy głoszone przez składających obietnice zawsze mają swoje konsekwencje. Jeśli ktokolwiek opowiada, że tak nie jest, to świadomie mija się z prawdą lub jest po prostu niekompetentny. Szczególnie jest to widocznie w sferze ekonomicznej, gdzie nie od dziś wiadomo, że to - najprościej mówiąc - system naczyń połączonych i ingerencja w jednym miejscu systemu musi wywołać skutki, nie zawsze zgodne z oczekiwaniami. Jak delikatna i niewdzięczna jest to materia, przekonało się już wielu reformatorów, nie tylko u nas. Szczególnie jeśli zmian dokonywano na polityczne, podlane populistycznym sosem zamówienie. Ekonomii nie da się oszukać, a takie przeświadczenie zdaje się towarzyszyć ludziom, którzy na takich właśnie obiecankach budują swój polityczny kapitał.
Jak nieodpowiedzialne, brzemienne w skutkach mogą być obietnice składane w kampanii wyborczej świadczy wiele przykładów. Posłużę się jednym z nich. Skądinąd moim zdaniem słuszny postulat podniesienia kwoty wolnej od podatku, oznacza w praktyce wielomiliardowe straty dla samorządów. Także dla powiatu ostrowieckiego i wszystkich gmin wchodzących w jego skład. Ważnym składnikiem dochodów samorządów są udziały w podatku dochodowym od osób fizycznych (PIT) i osób prawnych (CIT). Podniesienie kwoty wolnej od podatku spowoduje zmniejszenie wpływów podatkowych i mniej pieniędzy dla samorządów. Na tej operacji powiat ostrowiecki może stracić kilka milionów złotych. Jakie to może mieć konsekwencje łatwo sobie wyobrazić. Drogi, szpital, oświata już dzisiaj wymagają zwiększonych nakładów. W jaki sposób miałoby to być zrekompensowane samorządom nic nie wiadomo. Ale obietnica jest, istnieje w przestrzeni publicznej, każdy liczy, że zostanie mu więcej pieniędzy w kieszeni. Czy w związku z tym oczekiwania wobec samorządów odnośnie służby zdrowia, jakości oświaty, nowych dróg, ulic, chodników, likwidacji szkód powodziowych ulegną zmianie? Czy kilkadziesiąt złotych w naszym, indywidualnym portfelu zmniejszy wymagania wobec realizacji zadań samorządów lokalnych? Zaliczmy te pytania do kategorii retorycznych.
Obietnice składa się łatwo. Schody zaczynają się wtedy, kiedy przychodzi je realizować. Odpowiedzialna jest każda obietnica, która wskazuje źródła finansowania lub przynajmniej uzależnia ją od spełnienia określonych warunków. Ważne jest również rzetelne poinformowanie społeczeństwa o skutkach proponowanych rozwiązań. Jeśli jest inaczej, czyli tak jak to teraz obserwujemy, wszystkie obietnice należy traktować jak obiecanki. A obiecanki, jak wiadomo pozostają tylko obiecankami.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu ostrowieckiego
Ostrowiec Św. 29.8.2015r.
POD PATRONATEM :
Napisz komentarz
Komentarze