Dokumentalny projekt fotograficzny Wojtka Mazana pt. „Modeks” skupia się na szwalni z Ostrowca Świętokrzyskiego, niegdysiejszego „zagłębia koszulowego”. Autor wszedł do zakładu chwilę przed jego likwidacją, dzięki czemu mamy możliwość bycia świadkami unikalnego momentu, gdy osamotnione maszyny wciąż noszą ślady obecnego jeszcze przed chwilą przy nich człowieka.
Wernisaż wystawy i premiera książki fotograficznej pt. "Modeks" Wojtka Mazana odbędą się 2 marca 2018 r . w BWA Ostrowiec, o godzinie 18.00.
Zdjęcia na wystawie i w książce fotograficznej ułożone zostały tak, by odtwarzać ciąg produkcyjny szwalni i ukazać to, co przed nami, konsumentami, najczęściej pozostaje ukryte – pracę i jej warunki. Wspomagając się opowieściami dawnych pracowników spółdzielni pracy Modeks, Mazan rekonstruuje historię zakładu koszulowego, która odzwierciedla szersze procesy, jakie zachodziły w światowej gospodarce w ostatnich kilkudziesięciu latach. Zadaje tym ważne pytania o społeczne koszty tych nieuchronnych zmian i wartość pracy we współczesnym świecie.
01.Wejście
Modeks był spółdzielnią pracy. Zakład był własnością wszystkich pracowników. Na czele spółdzielni stał prezes, którego powoływała rada spółdzielni. Nie można było kogoś ot tak wyrzucić z pracy lub wsadzić na jakieś stanowisko. Wszystko musiało być ustalone z radą. Zatrudniając się w Modeksie, stawałeś się członkiem spółdzielni. Pewien procent poborów odprowadzany był na fundusz członkowski. Modeks szył dla firm krajowych i zagranicznych, z Zachodu. W dobrych czasach szyliśmy do trzydziestu tysięcy koszul miesięcznie.
02. Przygotowanie produkcji
Produkcję krajową robiliśmy po szablonach form, które musieliśmy sami przygotować, wyliczyć, wyrysować. Gdy komplet form był gotowy, można było przystąpić do produkcji. Należało tak rozłożyć poszczególne formy na tkaninie, żeby zajęły na niej jak najmniej miejsca, żeby straty były jak najmniejsze. W eksporcie dostawaliśmy gotową dokumentację w formie wydruku na cienkim papierze. Oni opracowywali ją komputerowo, dlatego tak były te formy wpasowane, że wyglądało to jak puzzle. Kobiety z przygotowania produkcji sprawdzały wszystkie papiery, czy są zgodne z tkaniną i dodatkami.
03. Nóż krojczy
Gdy lagowaczki już rozłożyły tkaninę, przychodziła kreślarka i rozkładała formy. Tak, żeby to było idealnie wykrojone, żeby kratka w koszuli się zgadzała. Następnie krojczy nożem zainstalowanym na ramieniu wstępnie przecinał materiał. W stole był zainstalowany wentylator, który zasysał powietrze i tworzył podciśnienie, co powodowało, że formy przylegały ściśle do tkaniny i się nie przesuwały podczas krojenia. W zależności od tego, jaka to była tkanina, można było ułożyć jednocześnie nawet pięćdziesiąt warstw. Czyli za jednym razem można było wykroić części do pięćdziesięciu koszul.
04. Pokój majstrowej
Majstrowa kontrolowała stopień zaangażowania zespołu przy danym wyrobie i musiała podliczyć, czy zdąży zrobić dany model koszuli. Terminowość była najważniejszą zaletą firmy. Terminowość i jakość. Majstrowa miała do swojej dyspozycji brygadzistki. Chodziły i sprawdzały, jak szwaczki szyją, czy im czegoś potrzeba. W tym pokoju miały swoje biurko. Był tam telefon wewnętrzny, z którego dzwoniły po mechanika czy elektryka, gdy była awaria. Majstrowa utrzymywała także kontakt z kierowniczką, która odpowiadała za cały budynek – od krojowni po magazyn.
05. Stębnówka
Jest to maszyna jednoigłowa. Na początku były polskie Łuczniki, produkowane w Radomiu. Później zamieniono je na niemieckie, enerdowskie. Przyszedł prikaz, że Niemcy robią maszynę i trzeba od nich brać. Były lepsze niż Łuczniki, ale w latach dziewięćdziesiątych do Polski weszli Japończycy. Ich maszyny, firmy Juki, były najlepsze. Na tej maszynie można było przyszyć większość elementów koszuli. Najpierw był przedmontaż, czyli drobne elementy – kołnierze, mankiety, plisy, kieszonki. Montaż zaczynał się od łączenia ramion, potem następowało wszycie kołnierza, rękawów, łączenie przodu i tyłu, obrębienia. Potem wykończenie – dziurki i guziki. Ta maszyna wykonywała rozporek w rękawie.
06. Wyjście z zespołu
Przez środek każdego piętra biegła droga ewakuacyjna, której nie można było zastawiać. Wyznaczały ją żółte linie. Strażak codziennie przechadzał się po zakładzie i sprawdzał, czy droga jest wolna. W piwnicy była wentylatorownia z ssawą powietrza. Powietrze, zassane i oczyszczone przez filtry, szło na górę. Ale wentylacja raz była sprawna, raz nie. Raz za głucho działała, raz za głośno. Ciągle był problem, czy włączyć, czy nie włączyć. Zespoły pooświetlane, więc był gorąc jak nie wiem co. Ale jak włączyli wentylację, to tak huczało, że kobiety się skarżyły.
Wojtek Mazan (ur. 1981) historyk sztuki, fotograf, kurator. Założyciel i lider Stowarzyszenia Kulturotwórczego Nie z tej Bajki, w ramach którego realizuje projekty artystyczne łączące fotografię i historię lokalną, m.in. „Pozdrowienia z Ostrowca” (2013), „Kolonia Robotnicza – historia mówiona” (2014), „Amo, amare” (2015). Autor książki fotograficznej „Szmul Muszkies. Fotograf profesjonalny” (2016). Pomysłodawca i koordynator akcji „Tyle sztyki w całym mieście” (2014-2017). Autor bloga „Żydowski Ostrowiec” (od 2012).
Napisz komentarz
Komentarze