Tymi oto słowy w listopadzie 2008 roku grzmiał z trybuny sejmowej poseł Artur Górski, gdy Barack Obama został wybrany prezydentem Stanów Zjednoczonych. Dodał przy tym ze zgrozą, że „nadchodzi katastrofa” i „koniec cywilizacji białego człowieka”. Zgorszeni tym wystąpieniem politycy SdPl zaprotestowali i złożyli zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej w Warszawie o znieważeniu prezydenta USA. Prokuratura po „dogłębnym” przeanalizowaniu sprawy doszła do wniosku, że pozew nie może być uznany za nawoływanie do nienawiści na tle rasowym i nie propaguje też treści faszystowskich oraz nie znieważa żadnej osoby. Więc pozew umorzono. A tu jak na złość Pana Posła „murzyn” został ponownie wybrany prezydentem największego mocarstwa. To przygnębiająca wiadomość dla posła prawicy i być może na najbliższej sesji Sejmu powtórzy swoje uwagi, a nie wykluczone, że je radykalnie rozwinie. Ma ku temu powody, choćby dlatego, że przegrany republikanin Mitt Romney zapowiadał w kampanii wyborczej przekierunkowanie polityki USA przeciw Rosji, według niego naturalnego wroga Ameryki. Natomiast wygrana Baracka Obamy zapowiada „ocieplenie” stosunków z naszym wschodnim sąsiadem, co w konsekwencji może skutkować odesłaniem „ad Kalendas graecas” nasze marzenia o tarczy antyrakietowej w Polsce. Z punktu widzenia strategii polskiej prawicy jest to po prostu oddanie naszej ojczyzny pod wpływy imperatora Putina. Jakby na otarcie łez posła, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski dyplomatycznie gratulując wygranej Obamie zapowiedział, że już wkrótce na terytorium Polski „US Army” założy swoją bazę. Lecz nie tylko poseł Górski jest zmartwiony rezultatem amerykańskich wyborów. Jeden z internautów tak pisze:… „Dziś demokraci to lewactwo w pełnej gębie, bredzące coś o global warming (globalne ocieplenie), wprowadzające socjal p.t. jak zmarnować publiczne pieniądze, popierający mordowanie nienarodzonych dzieci i bombardujące suwerenne państwa w celu odciągnięcia uwagi opinii publicznej od afery rozporkowej prezydenta Clintona....Rozsądni Polacy, lewactwu, mówią stanowcze i zdecydowane NIE.”… W istocie rozporek Clintona to już dawno przebrzmiała historyjka lecz łączenie jej z globalną strategią Stanów Zjednoczonych, zakrawa na totalne nieporozumienie. Wszelako z jednym się można zgodzić z „rozsądnymi Polakami” to ingerencja amerykańskiej polityki w wewnętrzne sprawy suwerennych krajów. Jak powszechnie wiadomo wojna na Bliskim Wschodzie była skutkiem ataku terrorystycznego na WTC w Nowym Jorku, którego z kolei początku należy szukać w „Pustynnej Burzy” z 1990 roku. A tą wywołał Irak atakując Kuwejt. Z resztą ten łańcuch przyczynowo-skutkowy wcale się nie zakończył. W grudniu 2010 wybuchła Arabska Wiosna Ludów spowodowana protestami społecznymi. Ich przyczyną było niezadowolenie obywateli z warunków życiowych, bezrobocie, rosnące ceny żywności, a także korupcja i nepotyzm władz oraz ograniczanie swobód obywatelskich przez autokratyczne reżimy. Na ile Stany Zjednoczone inspirowały ową Wiosnę trudno powiedzieć, ale CIA choćby w Libii na pewno maczała ręce, zaś samoloty NATO bezceremonialnie bombardowały ten kraj. Czy Barack Obama jest w stanie położyć tamę tej eskalacji i zacznie wycofywać się z polityki bliskowschodniej, można sądzić że najbliższy czas pokaże. Przez minioną kadencję nic w tej sprawie nie uczynił. Jednak zapowiadając w kampanii wyborczej cięcia budżetowe na armię miał chyba ten cel na uwadze. Więc skoro rozważamy o wielkich problemach czekających prezydenta elekta, to warto zwrócić uwagę jak sobie poradzi z Chinami rządzonymi przez komunistów i w ogóle polityką na Dalekim Wschodzie, zwłaszcza w kategoriach ekonomicznych. Chiny bowiem nie dość, że z dnia na dzień stają się mocarstwem militarnym to Amerykanie siedzą w kieszeniach Chińczyków jeszcze bardziej niż im się wydawało. Według zrewidowanych danych departamentu skarbu dług USA wobec Chin tylko na koniec 2010 r. sięgnął 1,16 biliona dolarów. Poza tym Chiny są największym zagranicznym posiadaczem amerykańskich papierów skarbowych. Rząd Stanów Zjednoczonych sprzedał Chińczykom obligacje za blisko 700 miliardów dolarów. Nie jest to oczywiście całość emisji długu, inne gospodarki azjatyckie też udało się uszczęśliwić tym prezentem ale już w mniejszym stopniu. Teraz ogólne zadłużenie USA przekracza już 11 bilionów dolarów i wszystko wskazuje na to, że nadal będzie się zwiększać. Ten ogromny balast to przede wszystkim zadłużenie wewnętrzne, które przyczynia się do tykania zegarowej bomby hiperinflacji. Aliści w myśl amerykańskiej konstytucji prezydent sprawujący pełnię władzy wykonawczej praktycznie bierze na siebie odpowiedzialność za wszelkie podejmowane działania. Jednak są ona do pewnego stopnia „hamowane" przez amerykańską legislatywę n.p. pełniąc funkcję zwierzchnika sił zbrojnych musi liczyć się z Kongresem decydującym o wypowiedzeniu wojny, budżecie na nią przeznaczonym oraz o zawarciu pokoju. I tak oto „czarny mesjasz lewicy” wziął na swoje barki ogromny bagaż problemów nie tylko tych wewnętrznych, ale zwłaszcza w skali światowej. Więc nie dziwi fakt, że nasze media zorganizowały „noc wyborczą”, śledząc z minuty na minutę co też dzieje się w sztabach wyborczych obydwu konkurujących ze sobą kandydatów. Podkreślam „konkurujących” a nie walczących. Bo choć w czasie trwania kampanii obaj nie żałowali sobie epitetów i zgryźliwości, po ogłoszeniu wyników Mitt Romney (mormon) powiedział, że będzie się modlił za pomyślność rządów Baracka Obamy. I dodał, że teraz nie ważne są spory polityczne, ważna jest Ameryka! I tak słoń uznał zwycięstwo osła. To nie przenośnia, to symbole obydwu konkurujących partii. A dodam, że kolor błękitny był zarezerwowany dla osła czyli Demokratów, zaś czerwony dla słoni czyli Republikanów. Więc pomimo nie skrywanej sympatii dla Romneyʼa, poseł Górski jest zmuszony czerwień, zazwyczaj kojarzoną z „komuną” tym razem zaakceptować. Takiego finału wyborów prezydenckich w realiach polskich nie sposób nawet sobie wyobrazić. U nas prezydent został wybrany przypadkowo przez „pomyłkę” więc i szacunek mu się nie należy! Tylko „przywidzeniu” winno się przypisać jak przegrany w wyborach szef partii opozycyjnej modlił się za pomyślność Prezydenta Komorowskiego. A że pamięć ludzka jest nieco ułomna, więc warto przypomnieć, jak prezydent elekt ś. p. Lech Kaczyński został wraz z małżonką zaproszony do Pałacu Prezydenckiego przez ustępującego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego na zwyczajną kurtuazyjną pogawędkę. Można było kulturalnie się spotkać i symbolicznie przekazać rezydencję? Można! Ale, jak donoszą nasi korespondenci ze Stanów Zjednoczonych, naród amerykański został po wyborach podzielony! W TV widzieliśmy radujących się zwolenników Demokratów i zapłakanych Republikanów. W tym miejscu przychodzi taka oto refleksja, że nasi dziennikarze przenieśli „grypę” politycznych podziałów i waśni na kontynent amerykański. Choć do tamtejszej demokracji można mieć mnóstwo zastrzeżeń, a zwłaszcza nie wszędzie na świecie dające się dopasować jej ideały, to „polska grypa” obywatelom USA nie grozi a tym bardziej „koniec cywilizacji białego człowieka”!
Wojciech Kotasiak
Napisz komentarz
Komentarze