Karuzela bieżących wydarzeń dziejących się w obrębie naszego życia politycznego nabrała takiego tempa, że z ich komentowaniem wypadałoby się wstrzymać, aby nie ulegać przedwczesnym emocjom. Przestrzegał przed nimi amerykański filozof John Dewey (1859 -1952) pisząc: „Najważniejszym czynnikiem w kształceniu dobrych nawyków myślowych jest nabycie zdolności odraczania wniosków oraz opanowanie różnych metod szukania nowych materiałów, mogących potwierdzić lub zbić myśli nasuwające się spontanicznie”. (w: „Jak myślimy?” str. 15) Owe myślenie, które filozof nazwał refleksyjnym, przydałoby się zwłaszcza kreatorom sceny politycznej, bo jeden popełniony przez nich błąd służy zazwyczaj za punkt wyjścia dla innych. Tworzy się w ten sposób pasmo coraz to szerszych i trwalszych fałszywych idei. O przykłady nie trudno, bo opinia publiczna jest nimi zalewana niemal codziennie. W rezultacie społeczeństwo gubi się w sprzecznych sądach zbyt często przenoszonych na zaostrzające się niebezpiecznie społeczne podziały. Więc przywoływanie w tym kontekście argumentów o właściwościach demokratycznego systemu mija się w zasadzie z jego istotą, której miernikiem jest nie tylko wola większości ale i wstrzemięźliwość w szafowaniu niesprawdzonymi wyrokami. Paliwem napędzającym emocje w przestrzeni politycznej jest stosunek do bieżących wydarzeń często przenoszonych na płaszczyznę historycznych sporów, zarówno tych najbliższych jak i zamierzchłych. Więc postawmy sobie zdawałoby się banalne pytanie: kim jesteśmy? Odpowiedź bynajmniej nie jest prosta, gdy weźmie się pod uwagę choćby spór o narodowe imponderabilia trwający przynajmniej od stulecia. Jako, że ich analizowanie daleko wykraczałoby poza ramy felietonu, pozostaje postawić sentencjonalną tezę, czy jesteśmy społeczeństwem dalece nadwrażliwym, nie potrafiącym moderować emocji ani skłonnym do consensusu, który nie potrafimy sobie wypracować? Idealizujemy na przykład dzieje II Rzeczypospolitej pogrążając w niepamięci czasy PRL-u. Nie skorzy jesteśmy do ich zobiektywizowanej oceny biorąc pod uwagę ułomności jak i pozytywy tych diametralnie rożnych epok. Oceniamy je wyłącznie w kategoriach czerni i bieli, ulegając bez refleksji propagandowej ofensywie. Część opinii publicznej oburza film Władysława Pasikowskiego „Pokłosie” alegorycznie nawiązujący do wymordowania 10 lipca 1941 roku 340 Żydów w Jedwabnem, zbrodni opisanej przez Jana Grossa w książce „Złote żniwa”. Tłem zajść było milczące przyzwolenie okupujących wówczas Polskę hitlerowców. Dziś, gdy jedynie w pamięci wymierającego już pokolenia zachował się obraz barbarzyńskiej wojny wywołanej przez nazistów, budzą się żywioły nacjonalizmu wśród „prawdziwych Polaków”(?). Więc właściwie kim my jesteśmy? Jaką ideą, jeśli w ogóle można się na jakąkolwiek powołać, został zainfekowany naukowiec z Krakowa, ponoć przygotowujący wysadzenie w powietrze polskiego parlamentu? Na razie sprawa jest co najmniej dwuznaczna, ale naród uwierzył mediom! Kim jest 27-latek Robert Winnicki lider „Młodzieży Wszechpolskiej” nawołujący do „odzyskania Polski”? Od kogo ma ją odzyskiwać? Pytanie zostaje otwarte! Faktem jest, że znajduje posłuch w środowiskach pozbawionych refleksji, do czego znacznie przyczyniają się niektóre nierozważne media przysparzające mu popularności. Ale są i takie środki przekazu, które próbują społeczeństwu coś sugerować. Można bowiem mniemać, że nie przypadkowo został wyemitowany w TVP 1 dokumentalny film „Pamięć obozów" ( Memory of the Camps ). wstrząsający, godzinny dokument oparty na materiałach sfilmowanych w 1945 roku przez żołnierzy wojsk alianckich wyzwalających hitlerowskie obozy zagłady. Film zawiera sceny z Dachau, Auschwitz, Buchenwaldu, i innych obozów śmierci. Niektóre z zarejestrowanych okrucieństw miały miejsce tuż przed wkroczeniem wojsk alianckich, gdy hitlerowcy próbowali zatuszować ślady swoich zbrodni. W montaż filmu, zaraz po zakończeniu II wojny światowej, był zaangażowany Alfred Hitchcock. Jednak film nie został wtedy rozpowszechniony. Przeleżał aż 40 lat w archiwum Imperialnego Muzeum Wojny w Londynie. W maju 1985 roku odbył się pierwszy pokaz dokumentu. Potem został odkupiony przez amerykańską PBS i dopiero udostępniony szerokiej widowni na całym świecie. Komentarz czytany przez brytyjskiego aktora Trevora Howarda był lakoniczny, nawet nie padło słowo co dalej czekało nazistowskich morderców. Brytyjscy żołnierze z godnym podziwu spokojem spędzali okoliczną niemiecką ludność aby zobaczyła na własne oczy co działo się za obozowymi drutami tuż obok ich beztroskiego życia. Patrzyli ze zgrozą jak zmuszeni obozowi esesmani znosili dziesiątki tysięcy trupów do zbiorowych bezimiennych mogił. Żołnierze nie wykazywali przy tym zdawałoby się naturalnego odruchu zemsty na hienach w ludzkiej skórze! Może kierowali się zasadą, o której pisał grecki filozof Epikur („Listy…” str. 106) „nikt nie wybiera dobrowolnie zła, jednakże może być przez nie zwiedziony, jako że przedstawia się ono pod postacią dobra i tracąc z pola widzenia większe zło, które po nim nastąpi, pozwalamy się schwytać w pułapkę”. Wyzwoliciele obozów nie musieli znać Epikura, ale z pewnością byli obyci z humanistyczną kulturą, dlatego powstrzymali się od aktu emocjonalnej zemsty. Sąd wyznaczył sprawiedliwą karę mordercom, którzy, o zgrozo, należeli do narodu skądinąd zasłużonego dla kultury europejskiej. Zło zwiodło ich na drogę ludobójstwa. Rozliczanie się z historią bywa często bolesne, bo każdy naród miewa swoje jasne i ciemne strony, ale zachowanie umiaru w kreowaniu wydarzeń dziejowych jest fundamentalnym elementem naszego rodowodu kulturowego. Kim więc jesteśmy? Może w zenicie swojej technologicznej siły? A może na jakimś etapie do wielkich odkryć? Może osiągnęliśmy apogeum cywilizacji z jej demokratycznymi atrybutami? A może do głosu usiłują dojść siły chcące narzucić inny porządek zupełnie nieznanych zasad ustrojowych? Nie wiadomo! Zatem warto rozejrzeć się dookoła aby ocenić realnie gdzie jest nasze miejsce w czymś co nazywamy światem? Mało kogo interesuje n.p. astrofizyka, chyba że wierzymy przepowiedniom Majów o mającym nastąpić 21 grudnia końcu bytu naszej planety? Wyniesiony na orbitę teleskop Hubbleʼa dostarczył zdumiewających zdjęć Wszechświata, zaś sonda Cassini-Huygens przekazała jeszcze w 2004 roku zdjęcie naszej Ziemi widzianej z okolic Saturna. Jesteśmy na nim maleńką plamką zawieszoną w czarnej kosmicznej przestrzeni. Nawet nasze Słońce w porównaniu z gwiezdnymi olbrzymami jak choćby Riegel czy Antares, jest drobiną podobną do ziarnka maku, z trudem odnajdywaną na peryferiach naszej Galaktyki. Wszyscy mieścimy się na tej maleńkiej niebieskiej kropce. Nasza cywilizacja z jej wszelakimi problemami, nabiera w tym kontekście mikroskopijnego znaczenia wobec nieskończoności Kosmosu. Więc z filozoficznego punktu widzenia odpowiedź na pytanie „kim jesteśmy?” musi mieścić się w tych niewyobrażalnie wielkich ramach. Jeśli uważamy, że nasze problemy są ogromne i jeśli myślimy, że jest duża różnica między tym, co jest, co robimy, a tym gdzie żyjemy to warto zastanowić się dlaczego tak się dzieje? W tym tkwi sens egzystencji istoty, która siebie nazwała Homo Sapiens, istoty myślącej!
Wojciech Kotasiak
Napisz komentarz
Komentarze