Wszystkich Świętych i Zaduszki to dni, kiedy w sposób wyjątkowy wspominane są osoby zmarłe. Odwiedzamy cmentarze, zapalamy znicze, dekorujemy groby kwiatami i stroikami. Z zadumą i w skupieniu przeżywamy wizytę na cmentarzu.
Ale są też takie symbole, które w sposób szczególny powinny uświadomić, jak kruche jest ludzkie życie. To przydrożne krzyże. Przy polskich drogach jest ich tysiące. Czasem przybite do drzewa, okaleczonego przez samochód. Czasem postawione w pasie drogi. Niektóre bezimienne, inne opatrzone danymi ofiary, jej fotografią, z datą urodzenia i śmierci, z pożegnaniem od bliskich.
Przydrożne krzyże, czasem małe płyty nagrobne są symbolem nieszczęścia, dramatu, śmierci. Kierowcy zazwyczaj nie zwracają uwagi na nie uwagi. Mijają je bez zastanowienia, bez refleksji, że właśnie w tym kierowca, rowerzysta, motocyklista czy pieszy stracił życie.
Według policyjnych statystyk, w 2020 roku doszło do 23 540 wypadków drogowych, w których życie straciło 2 491 osób.
Krzyże nierzadko stawiane są bez zezwolenia zarządcy drogi. Gdy ten uzna, że stanowią zagrożenie w poruszaniu się po drodze, może nakazać usuniecie. I takie działania, choć mogą budzić sprzeciw i wydawać się kontrowersyjne, są zgodne z prawem.
Art. 39 ust.1 Ustawy o drogach publicznych stanowi, że zabrania umieszczania obiektów niezwiązanych z drogą lub ruchem na niej. Z kolei art. 40 ust.1 tej ustawy wskazuje, że na każde zajęcie pasa drogowego na cele niezwiązane z budową, przebudową, remontem, utrzymaniem i ochroną dróg, wymagane jest zezwolenie zarządcy drogi.
Upamiętnianie przydrożnymi krzyżami i pomnikami, a nawet kapliczkami ofiar wypadków komunikacyjnych to nie jest tylko polski zwyczaj. Krzyże ku pamięci ofiar wypadków komunikacyjnych można spotkać przy drogach Australii, Nowej Zelandii, Japonii, USA, w krajach Ameryki Południowej oraz południowej Europy.
Napisz komentarz
Komentarze