Wsiadł do autobusu chwiejnym krokiem, podpierając się drewnianą, rzeźbioną laską. Powiódł wzrokiem po brudnym wnętrzu i usiadł na jednym z wolnych jeszcze miejsc, tuż za mną. Jego pomarszczona twarz przypominała łupinkę orzecha włoskiego. Spomiędzy resztek siwych włosów wyglądała błyszcząca łysina. Po policzkach spływały mu łzy.
- Dobrze się pan czuje? – zapytałem.
- Tak – staruszek rozpromienił się na chwilę. – Wszystko jest w porządku, synku.
Może dlatego, że powiedział do mnie synku, a może z powodu tego pogodnego uśmiechu, poczułem nagły przypływ sympatii do tego starszego pana.
- Pan płacze – to było jedno z tych stwierdzeń, które niosą ze sobą pytanie o powód.
- A no płaczę, synku… Troszkę sobie płaczę…
- Co się stało? Mogę panu jakoś pomóc?
- Zamknęli Maciejkę… – powiedział bardzo smutnym tonem.
- Nie rozumiem. Co to jest Maciejka?
- Widzisz, synku, to była lodziarnia niedaleko rynku. Była… Teraz tam stoi budka z hotdogami.
- Ta lodziarnia była dla pana ważna?
- Poznałem tam moją żonę. W tym miesiącu mija trzydzieści lat odkąd umarła. Wiesz, synku, postanowiłem jeszcze raz odwiedzić wszystkie te miejsca, które były dla nas ważne. Które pamiętam. Kilka dni temu przyjechałem do Ostrowca. Krążę po mieście i…
- I…
- Niczego już nie ma, synku. Wszystko takie zmienione, inne. Takie nowe…
- Przez te trzydzieści lat na pewno wiele się zmieniło.
- Zamknęli Maciejkę. Nie ma już też naszego drzewa. Bo my mieliśmy, synku, swoje drzewo.
- Drzewo?
- Klon. W parku w Częstocicach. Poszliśmy na spacer. Była wiosna, sadzili nowe drzewka. Ja wtedy poprosiłem Zofię o rękę. Wybraliśmy wtedy jedno z tych nowych drzewek. Było nasze. A teraz tamtędy biegnie ścieżka...
- Bardzo mi przykro – powiedziałem. Naprawdę było mi przykro.
- I jeszcze jedno, synku – staruszek położył mi dłoń na ramieniu.
- Co takiego?
- Znasz taką kamienicę niedaleko ronda, z rzeźbami w kształcie kobiet, które niosą dzbany z wodą?
- Znam. Stoi do dzisiaj – ucieszyłem się.
- Siadaliśmy z Zofią na dachu i patrzyliśmy, jak słońce zachodzi za drzewa na horyzoncie.
- I co się stało?
- Teraz już nie ma drzew na horyzoncie. Są tylko budynki. Wysokie do samego nieba wieżowce. Nie widać nawet horyzontu. Naprawdę nic już nie jest takie samo. Zostały mi tylko wspomnienia…
- No właśnie!
- Co no właśnie?
- Wspomnienia! Maciejka jest otwarta nawet dzisiaj. Wasz klon to bardzo silne drzewo, a słońce zaraz zajdzie za horyzont! Będzie je widać z dachu kamienicy.
- To niemożliwe…
- Możliwe dzięki panu! Dzięki pana wspomnieniom! Bo je pan pielęgnuje. Tutaj – puknąłem wskazującym palcem w cherlawą pierś staruszka.
- Synku…
- Proszę się spieszyć, Maciejka jeszcze jest otwarta. Może zdążycie jeszcze przed zachodem słońca, odwiedzić wasze drzewo!
- To ten przystanek! – zawołał staruszek i zerwał się z miejsca. – Dziękuję, synku! – kiedy wysiadał, machnął mi ręką na pożegnanie.
Tomasz Ewski
WSPOMNIENIA (felieton)
Klon. W parku w Częstocicach. Poszliśmy na spacer. Była wiosna, sadzili nowe drzewka. Ja wtedy poprosiłem Zofię o rękę. Wybraliśmy wtedy jedno z tych nowych drzewek. Było nasze. A teraz tamtędy biegnie ścieżka...
- 08.12.2011 10:03 (aktualizacja 16.08.2023 14:05)
Napisz komentarz
Komentarze