W ubiegłym tygodniu, do szerokiej publiczności nie przebiła się informacja o bezprecedensowym wyroku islandzkiego sądu, uznającym za winnego byłego premiera Islandii, sprawującego swoją funkcję w latach 2006 – 2009. Premier Geir Haarde został oskarżony przez specjalny trybunał do rozpatrywania odpowiedzialności polityków za błędy popełnione w trakcie wykonywania swoich czynności. Politykowi postawiono zarzuty doprowadzenia islandzkiej gospodarki na skraj bankructwa. W trakcie procesu usiłowano dowieść, że były premier nie ochronił islandzkiej gospodarki przed skutkami światowego kryzysu finansowego. Nie zwoływał w tym czasie posiedzeń rządu, zatajał przed ministrami istotne informacje mogące mieć wpływ na funkcjonowanie gospodarki, biernie przyglądał się upadkowi trzech największych islandzkich banków. Doprowadziło to w konsekwencji do niespotykanej zapaści gospodarczej Islandii, waluta straciła ponad 50% swojej wartości, a PKB kraju zmniejszyło się o ponad 10%. Islandię przed bankructwem uratowały kredyty z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a społeczeństwo tego wyspiarskiego, zmieszkałego przez niewiele ponad 300 tysięcy mieszkańców kraju, z dnia na dzień straciło dużą część oszczędności zgromadzonych na rachunkach bankowych. Straciło również zaufanie do polityka, zmuszając go do podania się do dymisji i rozpisania przedterminowych wyborów.
Odpowiedzialność polityczna premiera nie wystarczyła jednak Islandczykom. Rezygnacja z funkcji nie była dla większości społeczeństwa satysfakcjonującą karą za popełnione przez niego błędy i zaniechania w czasach kryzysu. Pomimo opinii ekspertów wskazujących na niezależne od premiera i rządu przyczyny kryzysu, obywatele Islandii domagali się kary dla byłego szefa swojego rządu. Specjalny trybunał nie skazał co prawda Haardego na karę więzienia, ale wyrok uznający go za winnego, w pewnej części odpowiada na społeczne oczekiwania moralnego zadośćuczynienia pokrzywdzonym obywatelom Islandii. Frustracja, gniew i rozgoryczenie społeczeństwa na nieudolnośc polityków sprawujących władzę, zaowocowała postawieniem zarzutów i uznaniem winy wybranego w demokratycznych wyborach szefa rządu. To precedens we współczesnych, dojrzałych demokracjach, za jaką z całą pewnością należy uznać państwo islandzkie.
Europejska cywilizacja odbiega wyraźnie od norm przyjętych chociażby w krajach północnej Afryki, gdzie obywatele rozstają się ze swoimi przywódcami w sposób nieporównywalnie bardziej radykalny, niż uczyniono to w Islandii. Scenariusze pozbawienia władzy prezydenta Mubaraka w Egipcie, Muammara Kadafiego w Libii, czy zmuszonego do ucieczki z kraju prezydenta Tunezji Ben Alego z pewnością nie są możliwe do zastosowania w europejskich stolicach. Chociaż przykład postawienia przed sądem byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko i skazanie jej na 7 lat więzienia za rzekomo błędne decyzje, świadczy o tym, że sposób rozliczania się z przeciwnikami politycznymi może przybrać postać daleko odbiegającą od norm obowiązujących w naszej części świata. Jak wiemy, Ukrainie ta sytuacja nie przynosi chwały. W opinii międzynarodowej utrwala się pogląd, że temu państwu daleko jeszcze do standardów praworządności obowiązujących w krajach demokratycznych. Los premiera Islandii nie jest co prawda tak tragiczny jak wymienionych wyżej polityków, ale wydarzenie w Islandii należy bez wątpienia uznać za wyłom w dotychczasowej praktyce stosowania wysokich standardów praworządności w ukształtowanych demokracjach.
W państwach prawa, urzędnicy państwowi mogą być pociągnięci do odpowiedzialności za naruszenie Konstytucji lub ustawy, w związku z zajmowanym stanowiskiem lub w zakresie swojego urzędowania. W oparciu o te normy prawne powołano w Polsce Trybunał Stanu, przed którym można postawić osoby sprawujące najwyższe stanowiska, o ile popełnione przez nich czyny, nie wyczerpują znamion przestępstwa. Za przestępstwa kryminalne wszyscy odpowiadają przed sądami powszechnymi i od tej zasady nie ma żadnych wyjątków. Za korupcję, przestępstwa skarbowe, oszustwa i inne zagrożone kodeksem karnym czyny, każdego sprawującego nawet najwyższe funkcje polityka można postawić przed sądem i skazać na bezwzględną karę pozbawienia wolności. Jest jednak zasadnicza różnica między sądzeniem polityka za przestępstwa pospolite, a postawieniem go przed sądem za nieudolne rządzenie. W państwach respektujących mechanizmy demokratyczne najskuteczniejszą, najbardziej sprawiedliwą i humanitarną metodą odsunięcia od władzy nieudaczników jest kartka wyborcza. To lepszy sposób, niż sąd oceniający polityczne aspekty podejmowanych przez polityków decyzji.
Świadomość narażenia się na odpowiedzialność karną za niefortunne, chybione, ale zgodne z obowiązującym prawem decyzje, może bardzo skutecznie sparaliżować zachowania sprawujących władzę. Politycy, oprócz obaw narażenia się na gniew wyborców, bedą bali się też prokuratorów i sądów. W konsekwencji, każda decyzja będzie podejmowana w sposób asekurancki i bojaźliwy. Zarówno na szczeblu rządowym, jak i samorządowym, wszędzie tam, gdzie strategiczna, dotycząca rozwiązania konkretnego problemu decyzja, będzie zagrożona ewentualnym postawieniem decydenta przed sądem, spowoduje ucieczkę i uchylanie się od podejmowania ważnych, istotnych dla społeczeństwa spraw. Ryzyko podejmowania takich decyzji nie może być obarczone ewentualną odpowiedzialnością karną, chyba że dotyczą pospolitych przestępstw. Społeczny osąd i odium odrzucenia w wyborach powinno być naturalnym następstwem oraz jedynym kryterium oceny polityków, których nie akceptujemy. Oczekiwania karnych rozliczeń, skądinąd w sferze emocjonalnej zrozumiałe, nie powinny przesłaniać nam norm praworządności i cywilizacyjnych osiągnięć demokratycznego kraju, za który chcemy uchodzić.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Powiatu Ostrowieckiego
Napisz komentarz
Komentarze