W powszechnym odbiorze większość polityków wszystkich opcji nie zasługuje na szacunek. Zaufanie społeczne do polityki i polityków słabnie wprost proporcjonalnie do skali prezentowanych przez nich zachowań. Dawno już większość społeczeństwa straciła złudzenia co do jakości polskiej polityki. Ciągłe kłótnie, język konfrontacji i nienawiści, niemożność porozumienia w ważnych dla państwa sprawach, kompromitujące sejmowe wystąpienia, podważanie demokratycznych wyborów to codzienność polskiego życia politycznego. Tych, którzy jeszcze mają siłę i ochotę śledzić ten polityczny teatr, ten stan rzeczy coraz bardziej irytuje i denerwuje. Niesmak, politowanie i niechęć to najbardziej delikatne uczucia, których doświadczamy słuchając co mają do powiedzenia wybrani przez nas przedstawiciele narodu.
W propagandowej papce, która przefiltrowana przez media dociera do społeczeństwa próżno szukać mądrych, merytorycznych wypowiedzi, serio traktujących słuchaczy lub czytelników. Nawet jeśli takie są, nie goszczą na czołówkach gazet i informacyjnych programów. Polska szkoła dziennikarska zdaje się coraz bardziej hołdowac zasadzie przekazywania odbiorcom taniej sensacji, zamiast prezentacji ważnych dla społeczeństwa i państwa zdarzeń. Media nakręcają polityków, a politycy nakręcają media. Trwa wyścig kto pierwszy, kto szybszy, komu sprytniej udało się sprowokować rozmówcę do kontrowersyjnej wypowiedzi. Dalej sprawę można już rozdrabniać na czynniki pierwsze, karmiąc społeczeństwo nic nie znaczącymi informacjami, kto co powiedział i dlaczego, odwracając skutecznie uwagę opinii publicznej od istotnych dla niej zagadnień. A przecież polskie społeczeństwo nie oczekuje od polityków okrzyków, haseł, manipulacji, demonstracji i dyskredytowania na każdym kroku przeciwnika politycznego. Chcielibyśmy dyskusji na argumenty, rzeczowej, wiarygodnej informacji i kultury publicznej debaty. Tematów na taką dyskusję nie brakuje. Natomiast w praktyce, polski obywatel otrzymuje strzępki informacji o reformie emerytalnej, deregulacji zawodów czy stanie przygotowań do EURO 2012. Trudno w chaosie informacyjnym mieć obiektywne, przemyślane zdanie na tematy dotykające istotnych sfer życia społeczeństwa. Obserwując ten chocholi, polityczny taniec można odnieść wrażenie, że nikomu nie zależy na zgodzie i porozumieniu w najważniejszych nawet dla Polski sprawach. Stan skłócenia i wzajemnej, nieskrywanej nienawiści polskich elit politycznych zdaje się być nie do odwrócenia. Czy istnieje jakakolwiek szansa, żeby to zmienić ?
Jest wiele przykładów na to, że politykę można prowadzić inaczej. Zarówno w skali makro, ucząc się choćby od Francuzów, jak i w lokalnym, również polskim, samorządowym wydaniu. Wszyscy byliśmy świadkami zażartej, wyrównanej, rozstrzygniętej w drugiej turze wyborów walki o to, kto przez następne pięć lat będzie prezydentem Francji. Zarówno Nicolas Sarkozy, jak i Francois Hollande nie szczędzili sobie w kampanii wyborczej uszczypliwości. Wizje przyszłości Francji, jakie zaproponowali rodakom różniły się zasadniczo, programy kandydatów zaprezentowane przed wyborami zawierały zupełnie inne koncepcje dotyczące polityki wewnętrznej i zagranicznej. Nikt jednak w trakcie kampanii wyborczej nie używał retoryki poniżającej swojego adwersarza, nie mówiąc już o przypisywaniu kontrkandydatowi zdrady narodowych interesów, braku patriotyzmu czy uległości wobec innych państw. Przegrany, dotychczasowy prezydent z godnością przyjął porażkę, telefonicznie składając gratulacje zwycięzcy, życząc rywalowi powodzenia w pełnieniu tej funkcji. Wypowiedziane przez Sarkozego słowa, że nowy prezydent musi być szanowany, świadczą o odpowiedzialności za swój kraj, gdzie demokratyczny werdykt wyborców stawia się ponad osobiste urazy i fobie, gdzie wynik demokratycznych wyborów nie jest nazywany pomyłką. Francuzi mogą być dumni ze swojej demokracji i ludzi, którzy ich reprezentują oraz których obdarzyli swoim zaufaniem.
Na naszym polskim podwórku mamy na szczęście wiele przykładów na to, że „wojna na górze” niekoniecznie musi być akceptowana i przenoszona na wszystkie sfery naszego życia publicznego. Polska samorządowa, powiatowa i gminna, chociaż często również ułomna i nie wolna od politycznych uwarunkowań, jest coraz częściej przykładem zgodnego, kierującego się wyższymi racjami współdziałania. Samorządowcy reprezentują partie polityczne, stowarzyszenia, porozumienia ludzi założone w celu zrealizowania lokalnych interesów mieszkańców. Te właśnie sprawy łączą, a nie dzielą samorządowe władze. To potrzeby i problemy lokalnych społeczności są priorytetami, stając się w hierarchii ważności istotniejsze od partyjnych wytycznych lub ideowych przekonań. Żeby daleko nie szukać, przykładem takiego współdziałania, wolnego od politycznego kontekstu, było ostatnie glosowanie w Radzie Powiatu Ostrowieckiego w sprawie udzielenia Zarządowi Powiatu absolutorium za wykonanie zadań w roku 2011. Radni TOS, PiS i PO zgodnie zagłosowali za udzieleniem abolutorium, udowadniając, że można się porozumieć w ważnych sprawach. Działając wspólnie, zgodnie, bez politycznego zadęcia, kierując się interesem mieszkańców, uwzględniając uwarunkowania ekonomiczne niezależne od samorządu, można podejmować decyzje. Bez zbędnego hałasu i podszytej ideologią partyjną krytyki.
W czasach, gdy dobry przykład nie idzie „z góry” warto podkreślać i cieszyć się z faktu, że nie do końca Polacy dali się wciągnąć w polityczne przepychanki, które nie służą ogółowi. Jeśli nie damy się zmanipulować i wykażemy zdrowy rozsądek, możemy być pewni, że nasze sprawy bedą iść w dobrym kierunku. Niezależnie od tego kto i jakimi metodami będzie chciał nas przeciągnąć na swoją stronę. Bo pozytywnych przykładów w naszym życiu publicznym, szczególnie „ na dole” nie brakuje. Trzeba je tylko dostrzec, pokazać, nagłośnić i naśladować. Mam nadzieję, że ze szczytów politycznego olimpu da się te przykłady zauważyć i wyciągnąć właściwe wnioski. Im wczesniej to nastąpi, tym będzie lepiej dla nas wszystkich.
Eligiusz Mich
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej RP
Ostrowiec Św. 26.5.2012r. Powiatu Ostrowieckiego
Napisz komentarz
Komentarze